Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

czwartek, 2 czerwca 2016

Nowa karta

W przeciągu praktycznie tygodnia 4-ty wpis... Rozpisałam się w ostatnim czasie heh. A przecież ani pracy nie ubyło, ani obowiązków. A i dzieci magicznie nie dorosły przez te kilka dni. A jednak czas da się znaleźć :O
Może po prostu wyszukiwałam wymówek dla własnej nieumiejętności ogarnięcia czasu... Do tego nakładające się sprawy, myśli, rozterki. Ciężko było je posegregować, poukładać na odpowiednie "kupki", powybierać z pomiędzy wszystkich mieszających się ze sobą.
W tych przerwach od pisania jednak czegoś brakowało...
Tak to jest. Każdy ma jakieś swoje hobby, o które dba bardziej lub mniej. A gdy odkłada na bok, jakaś pustka...
Ale nie odbiegając od tematu.

Nowa karta.
Zaczynając małym wstępem...


Tak. Dokładnie tak. Nie ma takiej możliwości, by tkwić w sprawach z przeszłości i budować przyszłość. Nie ma możliwości, by skupiać się na dawnych sytuacjach i dążyć do nowych. To jak przewracanie w kółko tych samych kartek w książce, którą zna się na pamięć. Słowo po słowie. A dochodząc do nowych, ręka znów wraca do poprzednich... Czemu?

Powodów na pewno może być kilka. Kurczowe trzymanie się tego, co znane (mimo, że wcale nie jest dobre), obawa przed czymś nowym, wygoda, zrezygnowanie, strach przed powieleniem się schematu... 
I na tym ostatnim dziś się skupię...

Powielenie schematu. To chyba jeden z najczęstszych powodów zatracenia się w swego rodzaju matni, z której nie widzi się wyjścia.
Raz za razem budzi się wewnętrzna niechęć ruszenia na przód, więc wraca się znów na znany tor. 
Niestety obawa przed "powtórką" jest tak wielka, że uniemożliwia przerwanie tego błędnego koła. Czy są to toksyczne związki, relacje, czy wspomnienia i rozgrzebywanie przeszłości. Zwykle kończy się tak samo. Czyli po prostu niczym. Staniem w miejscu. Nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że cofaniem wstecz. Bo jak inaczej ująć fakt, że czas leci nieubłaganie, a my stoimy w miejscu. To nic innego jak tracenie cennego czasu. Czasu, który powinien pchać Nas ku przyszłości, a nie przeszłości...

Ostrożność...
Kolejny powód, by nie stawiać kroków na przód. Kolejny powód, by usprawiedliwić brak decyzji, celów i dążenia do nich.  
Ostrożność. Brzmi mi to słowo w głowie jak echo od paru dni. Przecież to nic złego być ostrożnym. Ba, nawet wskazane. Zwłaszcza, gdy w życiu podjęło się kilka bądź kilkanaście :P niefortunnych decyzji. Zwłaszcza, gdy pewne sytuacje i wybory odcisnęły piętno na Naszym dalszym życiu. Jak najbardziej trzeba być ostrożnym. Lecz...

Jak we wszystkim, tak i w tym nie powinno być przesady. Nawet w ostrożności można zatracić się na tyle, by z pozytywnego znaczenia, odpowiedniej bezpiecznej drogi, przekształcić ją w hamulec zaciągany nieświadomie i w nieodpowiednim momencie.

Tylko jak znaleźć tu teraz złoty środek. Jak odróżnić sytuacje, w których ostrożność jak najbardziej jest na miejscu, od sytuacji, w których powinno się wrzucić na luz?
Szczerze? Nie mam bladego pojęcia o.O
Wszystkie sytuacje są różne, mimo, że często do złudzenia przypominają te z przeszłości. Podobnie i osoby, które spotykamy na swojej drodze. 
Doświadczenia, błędy są po to, by się na nich uczyć, wyciągać wnioski. Ludzie, którzy Nas skrzywdzą powinni uczyć Nas tego, jakimi ludźmi nie powinniśmy się otaczać. 
I owszem. Sama staram się to robić najlepiej jak umiem. Lecz jak rozgraniczyć stare sprawy od nowych? Jak nie przekroczyć granicy szufladkowania i porównywania? Jak dać szansę, a tym samym dlaczego na wstępie odrzucić? 
Powtórzę się... nie mam bladego pojęcia. 

Lecz co mnie w tym wszystkim drażni najbardziej? Racjonalizm i kalkulacja. W pewnym momencie zamiast cieszyć się życiem, przeżywaniem nowych sytuacji i odczuć, przysłania to chęć przewidywania. Chłodna kalkulacja. Oczywiście, wszystko w dobrej intencji jaką jest przerwanie schematu błędów i porażek. Wszystko po to, by już nie cierpieć, nie dawać się ranić. Przewidzieć i stłamsić w zarodku. Lecz czy to jest życie?
A gdzie w tym wszystkim nutka szaleństwa, spontanu i uśmiechu z tego co niesie los? Gdzie w tym wszystkim dziecięca radość życia, którą przecież każdy w sobie ma? Gdzie pójście na żywioł i co ma być to będzie?

Owszem to Nas różni od dzieci. To, że w pewnym momencie bierzemy poprawkę na błędy. To, że rozwijamy z wiekiem Naszą świadomość zagrożeń ze strony świata i ludzi. To, że wiemy co Nas czeka, gdy skoczymy na główkę do płytkiej wody. 
I również tego wszystkiego je uczymy. By nie powielały Naszych błędów, by potrafiły wyciągać wnioski. Lecz i my nie powinniśmy zapominać o tym, czego sami możemy się od dzieci uczyć. Tego, o czym z wiekiem zapominamy...
Radości z drobnych rzeczy, bezinteresownego zaufania i miłości oraz tego, że...

    
Ten post miał pojawić się wczoraj, właśnie z racji daty ;) Z lekkim opóźnieniem, ale przesłanie to samo :)

Tak więc na podsumowanie moi drodzy mam do Was jeszcze kilka słów.
Może warto by było zrobić sobie taki Dzień Dziecka co jakiś czas. Na parę chwil odłożyć myślenie o rachunkach, pracy, obowiązkach. Odłożyć ostrożność, racjonalizm i planowanie wszystkiego. Nasz ułożony scenariusz życia nie zawali się, gdy choć na chwilę odrzucimy na bok dorosłą świadomość. 
Pora wreszcie zacząć zapisywać czyste kartki nowego rozdziału, by po latach wrócić do nich z uśmiechem na twarzy :) I by móc powiedzieć:


Każdy z Nas własną książkę pisze sam. Od Nas zależy jaka będzie...

Pozdrawiam
PannaEM