Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

poniedziałek, 26 września 2016

Ustawa antyaborcyjna - jestem PRZECIW

Zastanawiałam się długo czy zabrać głos tutaj, na blogu w tym temacie. Podobnie jak zastanawiałam się nad odniesieniem się do tematu imigrantów, jakiś czas temu. Każdy ma prawo mieć własne zdanie. Ma prawo je również wyrażać. Poza prawem, jest i to, że nie powinno się narzucać własnego zdania innym. Tak myślałam do tej pory i myślę nadal. 
Lecz skoro ktoś chce coś narzucić mojej osobie, a ja mam prawo się wypowiedzieć, to to robię. Dlatego też postanowiłam wyrazić swoje zdanie na temat ustawy, która parę dni temu została przegłosowana w sejmie. 

Oczywiście, jeśli ja mam prawo się wypowiedzieć, tak i inni mają prawo skrytykować moje zdanie. Zdaję sobie z tego sprawę i biorę pełną odpowiedzialność za hejty.

Więc moi drodzy, jak to jest z własnym zdaniem? Jak to jest z prawem wyboru? Jak jest z decydowaniem? Wygląda na to, że nijak. 
Tak, jestem przeciwko ustawie antyaborcyjnej. 
Tak, uważam, że aborcja powinna być dostępna w kilku przypadkach. 
Tak, uważam, że kobieta powinna mieć prawo wyboru. 

I proszę bardzo, możecie mnie za to zlinczować. Za to, że mam własne zdanie i chcę mieć prawo wyboru jako kobieta.

W ostatnim czasie masa informacji, postów, komentarzy na ten temat. Niektóre popieram, w innych dorzuciłabym swoje 3 grosze, jeszcze inne sprawiają, że nóż w kieszeni mi się otwiera. Argumenty na wszystkie strony wszelakie. 
Wiele z nich biorę pod uwagę, inne są dla mnie komiczne. Moje stanowisko nie jest oparte na zwykłym stwierdzeniu: "po prostu tak". Jest podparte również argumentami. Ważnymi, niestety podważanymi i przeinaczanymi.

A najważniejszym z nich jest: PRAWO WYBORU

Wiele osób będących ZA ustawą antyaborcyjną przeinacza argumenty osób, które są przeciw. Większość powołuje się na wiarę, Boga, zasady, prawa. Większość z tych osób, przedstawiając swoje argumenty osobom takim jak ja, zakłada z góry, że kobiety tłumnie chciałyby drzwiami i oknami "walić po aborcję" (wybaczcie, nie znajduję innych słów na to). Większość z nich obiera stanowisko atakujące. Wjeżdżając na ambicję, robiąc z kobiet niepopierających ustawę, potwory. Większość z nich stawia kobiety przeciwne, jako maszyny do zabijania niewinnych istot. 
Nie ukrywam. Taktyka to strzał w dziesiątkę. Mistrzostwo świata. Najlepiej odwrócić kota ogonem. Brawo. Nie za efekt, a za sposób.
Lecz przerażające jest to, ile osób w ten sposób się nabiera. Ile osób w ten sposób myśli. Zapominając o najważniejszym.
Taka taktyka przysłania tylko to, na co nie powinien zgodzić się żaden człowiek. Odbieranie prawa głosu.

A przecież większość osób będących przeciwko tej chorej ustawie, chodzi o jedno.
O PRAWO GŁOSU. 
O prawo decydowania o własnym ciele, własnym życiu. Czyż nie mam prawa o nim decydować? Chore prawo w Polsce pokazuje, że jednak nie mogę. Chore prawo w Polsce pokazuje, że nie mam prawa decydować o własnym życiu.

Jakim prawem banda ludzi biorących po kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie decyduje o tym czy jestem silnym psychicznie człowiekiem? Jakim prawem Ci ludzie decydują o tym czy będę w stanie wychować dziecko z gwałtu? Jakim prawem to oni decydują czy będę na tyle silna, by nie popełnić samobójstwa po porodzie dziecka, które umrze parę godzin bądź dni później? Jakim prawem Ci ludzie decydują za mnie? Jakim prawem Ci ludzie, którzy nie muszą martwić się o przeżycie każdego dnia, każą mi rodzić dziecko, które od dnia narodzin, aż do śmierci, będzie potrzebować specjalistycznej opieki czy leków za kilka tysięcy złotych? Na które JA - MATKA, będę zmuszona patrzeć bezsilnym wzrokiem wiedząc, że nie jestem w stanie nic zrobić.
Tak. Wiem. Osoby ZA tą ustawą zaraz wyskoczą z zapisami z ustawy, że przecież to człowiek. Aborcja to morderstwo. Wyskoczą z irracjonalnym tekstem: "a jak Ty byś się czuła na miejscu tego dziecka?", "jak byś się czuła jakby Cię rozrywano na kawałki?" 
A jakbym się miała czuć w 12-stym tygodniu? W momencie kiedy mój mózg (wybaczcie, ale to on jest odpowiedzialny za proces myślenia, czucia, itp.) jeszcze nie ma rozwiniętych funkcji myślowych? I tak naprawdę nie zdaję sobie sprawy co się dzieje? Za to mogę sobie zdać sprawę w wieku lat np. 12-stu, kiedy to patrząc na inne dzieci biegające, krzyczące i bawiące się, że jestem najbardziej nieszczęśliwa przykuta do wózka. Wiedząc, że nigdy nie będę biegać, mówić czy jeść normalnie. Za to mogę zaraz po porodzie płakać w niebogłosy z powodu bólu jaki odczuwam, nie zdając sobie sprawy dlaczego. Mogę również umrzeć z zimna na śmietniku...
Skoro jestem istotą myślącą, mogę również zdawać sobie sprawę z tego, że jestem powodem płaczu moich rodziców, którzy bezsilnie starają się utrzymać mnie przy życiu, zdając sobie sprawę, że każdy dzień może być ostatnim. Że jestem powodem wielkiego smutku, zamiast radości. I mogę być skarbem, jak i przekleństwem. Przekleństwem w państwie, w którym najważniejsza osoba dla mnie, jest traktowana jak rzecz... Jak inkubator. Jak coś bez szacunku. Jak ktoś, kto rodząc mnie, nie wie czy może mnie kochać czy nie. Czy jest w stanie. Jak ktoś, kto z wielkim żalem zostawia mnie w szpitalu na samotność bądź każe umrzeć w worku na śmieci nieopodal bloku. Niszczy tym samym życie i mnie (choć krótkie) i sobie...
Więc jeśli mam się postawić w tej sytuacji, to wolę się nie urodzić...
Wolę nie być tylko ciałem, które przeżywa katusze. Wolę nie być powodem samobójstwa ojca/matki z braku pieniędzy na moje leczenie. Wolę nie być wyrzutem sumienia najbliższej mi osoby. Wolę nie być...

To moje zdanie. Osoby, która wychowuje dwójkę dzieci. Osoby, która chodzi do Kościoła. Nie od picu. Nie po to, by ludzie widzieli czy, by zaklepać sobie miejsce. A z własnej potrzeby. Potrzeby dla siebie. Potrzeby wpajania dzieciom zasad i nauk. Wpajania tego co bardzo ważne. Tego co uczy Nas religia... Nasza religia.
A ta religia nie zabrania prawa wyboru...
Wiele osób, jak wyżej wspomniałam, powołuje się właśnie na religię, wiarę, Boga. Ok. A czyż Bóg nie pozostawił Nam, ludziom, wolnej woli? Czyż nie jest tak, że każdy z Nas zostanie osądzony? Więc czemu niektórzy chcą za życia "bawić się " w Boga?...

I na koniec. Podsumowując.
CHCĘ MIEĆ PRAWO WYBORU!!!

Jako kobieta, jako człowiek. Chcę móc decydować o własnym ciele. 
Decydując się o donoszeniu ciąży z gwałtu, na którą nie miałam wpływu. 
Chcę zdecydować o noszeniu w sobie bardzo chorego dziecka. 
Chcę mieć świadomość, że to moja decyzja. 
MOJA! Matki, która weźmie na barki konsekwencje, na które nie miała wpływu. Matki, która jest na tyle silna, że podoła wychowaniu dziecka innego, równie ważnego. 
Matki, która jest silna sama w sobie, a nie z powodu prokuratora nad nią.

I co jeszcze istotne... Matki, której lekarz odmówi badań prenatalnych inwazyjnych, ze strachu przed powikłaniami...
Pozwoliłam sobie doczytać trochę z racji zarzucania mi, w kilku komentarzach, że nie znam ustawy. 
Obrońcy antyaborcji głośno wołają o tym, że ustawa nie zabrania badań prenatalnych. Co za tym idzie, wykrycia zagrożenia życia matki w ciąży ( co przez ustawę jest chronione) i mnie to zmyliło. 
Więc dla niedoczytanych. Badania prenatalne przesiewowe, bezpieczne dla płodu, wykrywają jedynie podwyższone ryzyko wystąpienia wady płodu. Dopiero wtedy, można wykonać badania inwazyjne, które wiążą się z ryzykiem powikłań... A dopiero wtedy...

Jeżeli badania wskażą na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, wówczas zgodnie z polskim prawem kobieta może podjąć decyzję o utrzymaniu bądź przerwaniu ciąży. 

Badania mogą wykryć choroby, w przypadku których szybko rozpoczęte leczenie daje większe szanse na jego powodzenie. Ponadto, nie wszystkie kobiety które usłyszały, że dziecko urodzi się z wadą rozwojową, przerywają ciąże - wszystkie kobiety mają jednak prawo wiedzieć, o możliwości przeprowadzenia takich badań.

Do tej pory tak było. Dlatego też ustawa przeczy również pomocy chorym. Bo skoro broni nowopoczętych i uważa ich za ludzi myślących, w momencie, gdy potrzebne byłyby badania inwazyjne, lekarz odmówi ich zrobienia, obawiając się powikłań i konsekwencji. Co za tym idzie, odmówi leczenia osoby chorej. Poprzez chore prawo...

Nie jestem zwolennikiem aborcji. Nie uważam jej za antykoncepcję. Nie uważam jej również za alternatywę antykoncepcji. Nie jestem za legalizacją aborcji. Nie mając nad sobą tej ustawy, nie mam zamiaru pieprzyć się na prawo i lewo i latać po aborcję co 5 minut...
Ale jestem kobietą i jestem ZA PRAWEM WYBORU!