Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

niedziela, 30 sierpnia 2015

Hejt, a wyrażanie własnego zdania

Nie będę rozpisywać się skąd temat dzisiejszego wpisu. Nie jest to potrzebne, biorąc pod uwagę, że spora część z Nas spotyka się z tym niestety. Takie czasy chyba :/ Doba internetu, portale społecznościowe i coraz większe przedzieranie się tego do "realnego świata".

Ale zacznijmy od początku...

"Co oznacza słowo hejt? To spolszczona wersja słowa hate, czyli nienawidzić. Hejtem określa się działanie w Internecie, które jest przejawem złości, agresji i nienawiści. To wszelkie formy uderzenia w kogoś, nie tylko słowem (chociaż głównie nim), ale i grafiką czy filmem. Wielu internautów czuje się w sieci bezkarnych, dlatego chętnie obrażają innych użytkowników w czasie dyskusji (...)"
- www.se.pl

I z drugiej strony...

Wyrażanie własnego zdania czyli podstawa asertywności.
"Asertywność – w psychologii termin oznaczający posiadanie i wyrażanie własnego zdania oraz bezpośrednie wyrażanie emocji i postaw w granicach nienaruszających praw i psychicznego terytorium innych osób oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznychZachowanie asertywne polega na uznawaniu, że jest się tak samo ważnym, jak inni, na reprezentowaniu własnych interesów z uwzględnieniem interesów drugiej osoby. Zachowanie asertywne oznacza korzystanie z osobistych praw bez naruszania praw innychCharakteryzuje postawę akceptacji siebie, szacunku do siebie i innych.Postawa asertywna towarzyszy ludziom, którzy mają adekwatny do rzeczywistości obraz własnej osoby. Stawiają sobie realistyczne cele, dzięki czemu w pełni wykorzystują swoje możliwości, a jednocześnie nie podejmują zbyt trudnych zadań, co ich chroni przed rozczarowaniem i krytyką otoczenia."
- wikipedia.org

Ok. Mając jasno, pomarańczowo na białym ;) definicję hejtu i wyrażania własnego zdania, do czego zmierzam? Do bardzo prostego stwierdzenia. Mianowicie, "zasłanianiem się" wyrażaniem własnego zdania, gdy najzwyczajniej w świecie jest to hejtowanie. Często obserwuję tłumaczenie typu: "przecież ja tylko wyrażam własne zdanie i mam do niego prawo". Oczywiście, jak najbardziej każdy ma prawo je wyrażać. I tego nie neguję. Lecz przyglądając się bliżej temu własnemu zdaniu, okazuje się, że nie jest ono niczym innym, jak bezczelną i chamską krytyką, a to już hejt.

Nie wiem, może się mylę, ale jestem w stanie rozgraniczyć to w bardzo prosty sposób. Wyrażanie własnego zdania charakteryzuje się kilkoma zwrotami typu: "moim zdaniem", "uważam" czy "wg mnie". Dołóżmy do tego dalszą część w postaci "jesteś brzydka/ki, głupia itp". Jest to już pogranicze asertywności, a raczej nazwałabym to wyrażaniem własnego zdania w sposób krytyczny. Ale nadal pozostaje to własnym zdaniem. Typowe wyrażanie własnego zdania nie ubliża drugiej osobie czy instytucji, ani nie uwłacza jej godności. Zwraca uwagę na Nasz pogląd odnośnie błędów czy mankamentów jednostki. Lecz celem jej jest poprawa czegoś, a nie ubliżanie.
I to jest wyrażanie własnego zdania.

Sytuacja zmienia się, gdy bezpośrednio oceniamy i krytykujemy w sposób bezczelny, chamski i arogancki. Gdy wydaje się, że Nasze zdanie jest wyznacznikiem. Gdy na jakikolwiek ruch czy gest, szykujemy kolejną krytykę. A wszystko po to, by dopiec, sprawić przykrość, zdenerwować i czerpać z tego przyjemność. 
Moi drodzy, to nie wyrażanie własnego zdania! A hejtowanie, czyli obrażanie, ubliżanie, krytykowanie, tylko po to, by sprawić przykrość, ból czy sprowokować do "obrony". A to daje jeszcze większą satysfakcję hejterowi.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że bardzo rzadko zdarza się, by taka osoba przyznała się do hejtu. Rzadko zdarza się, by otwarcie powiedziała czy napisała: "tak jestem hejterem, czerpię przyjemność z krytykowania innych i czuję się lepszy/a". A przecież takie osoby praktycznie zawsze są pewne siebie i aroganckie. Cóż więc szkodzi przyznać się? Skoro tak pewnie i otwarcie "wyrażają własne zdanie" o innych, czemuż to nie zrobić tego o sobie? 

Bo tak naprawdę jakim powodem jest hejtowanie? To przejaw złości, agresji, frustracji? Ile jeszcze można wymieniać? Zazdrość, własna nieudolność, wrodzona bądź wyuczona obojętność, brak empatii czy nieumiejętność docenienia innych i postawienia się w sytuacji innych, własna wygoda? Podejrzewam, że powodów może być wiele, a ja wypisałam raptem ułamek. 

Otwarcie: "tak, jestem hejterem", trzeba byłoby przyznać się do swoich słabości, ułomności i braku granic. Trzeba byłoby się przyznać do tego, że Nasze życie nie jest tak idealne, na jakie je kreujemy. Trzeba byłoby przyznać się, że czegoś brak mimo wielu wygód. Trzeba byłoby otwarcie przyznać się: "zazdroszczę Ci, mimo wszystko". Jak i do tego, że nie mamy żadnych hamulców, by "niszczyć innych"...

A co i kto daje Nam prawo czuć się lepszym? Lepszym na tyle, by krytykować innych w sposób podły i arogancki, tylko dlatego, bo jest inny? Bo nie podoba Ci się jego ubiór, figura czy sposób bycia? Bo nie podoba Ci się, że ma to, czego Ty nie masz... Motywację do walki. Walki o życie, świadome i we własnych rękach.

Dlatego drogi hejterze... 

"Zanim osądzisz mnie i moje życie, włóż moje buty, przejdź ścieżki życia, które ja przeszłam, przeżyj moje bóle, smutki i cierpienia. Wytrwaj tyle ile ja wytrwałam/em, upadnij tam, gdzie ja upadłam/em i podnieś się tak samo jak ja się podniosłam/em. Kiedy już naprawdę poznasz moja historię, będziesz miał/a prawo, żeby ocenić mnie i moje życie (...)."
- znalezione w sieci

Pozdrawiam
PannaEm  

czwartek, 27 sierpnia 2015

Ludzie

"Był ktoś i znikł. Poszedł sobie. Zostawił po sobie bałagan...
A ja wciąż sprzątam." - soup.io

"Zupa" jak zawsze trafna...

Czemu tak jest? Niektórzy wchodzą w Nasze życie i po prostu z niego wychodzą. Nie zostawiają po sobie śladu, przemykają jak cienie, odchodzą w niepamięć. Z czasem nawet nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie imienia, zarysu twarzy. Tak po prostu, mimo iż kiedyś uważaliśmy, że są dla Nas ważni.
Inni znowuż wdzierają się w Naszą rutynę niczym huragan. Wpadają z lawiną przeróżnych emocji, sieją zniszczenie i równie szybko znikają jak się pojawili.
Są też tacy, którzy pod przykrywką realizują jakieś swoje plany Naszym kosztem. Ani po cichu ani jak burza. Po prostu pojawiają się znikąd, nagle i niespodziewanie. Wysysają z Nas wszystko co dobre, by opuścić, gdy nie jesteśmy już do niczego potrzebni. 

Jednych chcielibyśmy zatrzymać, drugich się pozbyć. Niektórych zapamiętać, innych zapomnieć. Jedni są lekarstwem, inni trucizną...

Czemu tak jest? (zapytam ponownie). Czemu tych, którzy niszczą Nas od środka nie potrafimy wyrzucić ze swojego życia. Uparcie tkwimy w przekonaniu, że są dla Nas ważni, mimo wszystko. Ale czy są naprawdę? Czy tylko Nam się tak wydaje?

Może nie pozwala Nam na to duma. Może zbyt trudno stanąć przed lustrem i do własnego odbicia powiedzieć: "Pomyliłem/am się. Muszę odpuścić. To nie to. Nie tego chcę."
Może "łatwiej" jest walczyć do upadłego o coś co nie ma prawa bytu, niż potwierdzić te słowa. Niż przyznać się do porażki, złego wyboru. 

A może rzeczywiście są ważni. Ważni na tyle, by mimo czasu poświęcać dla nich wszystko. Poświęcać i czekać na zmianę. Mając nadzieję, że któregoś dnia nie znikną bez reszty. Nie pozostawią po sobie przeszywającej pustki, której nijak da się wypełnić. Może żyjemy tak z przeświadczeniem, że za takie poświęcenie jednak należy Nam się "nagroda". Że kiedyś Nasze czekanie zostanie wynagrodzone. Może...

Takich często próbujemy zatrzymać. A dlaczego pozwalamy odejść innym. Tym, którzy łagodnie i prawie bezszelestnie wślizgują się do Naszego życia. Tak naturalnie, jakby byli w Nim od zawsze. Pozwalamy, by przemknęli koło Nas niczym cienie nie rozwijając skrzydeł. By nie zdążyli zagrzać przy Nas miejsca. Ale dlaczego? Z powodu pogoni za czymś innym, lepszym? Czymś bardziej ryzykownym? Czymś co pozostawi po sobie głębszy ślad? Czy walczyć trzeba tylko o to co nieosiągalne? Czy tylko to daje motywację? "Zakazany owoc najlepiej smakuje?" Ale często pozostawia po sobie tylko smak goryczy...

"Dlaczego tak musi być? Kochamy tych, którym jesteśmy obojętni. Obojętni są Nam Ci, którzy Nas kochają"

Dźwięczy w głowie tekst sprzed lat...

Czy można to zmienić? Czy jesteśmy w stanie coś z tym zrobić? Docenić "szarą myszkę" niż uganiać się za "pluszowym królikiem"? Spróbować docenić co daje los, niż walczyć z nim na przekór?

I teraz rodzi się kwestia do namysłu. Czego tak naprawdę chcemy... Cichej, szarej myszy, na którą nieliczni zwracają uwagę (którzy potrafią ją docenić) czy rozchwytywanego, pluszowego królika, o którego trzeba się bić?

Oczywiście w tym momencie używam przenośni, którą myślę, że zrozumiecie.

Na koniec pytanie. Wybierając z dwojga. Czy mysz może stać się dla Nas królikiem? A czy królik może stać się tylko dla Nas myszą?

Pozostawię to Wam, do rozważenia w myślach. Sama sobie nie umiem odpowiedzieć na te pytania. A tym bardziej Wam. Wiem tylko jedno... Ludzie się nie zmieniają albo raczej, sporadycznie. A czy Nasze oczekiwania również?

A może...


Pozdrawiam
PannaEM

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Wszyscy chcą kochać...

Widzę, że nie tylko brak sprawnego sprzętu jest powodem w ilości wpisów. Brak czasu, problemy, obowiązki. Na pewno trochę by się tego uzbierało. Ale cóż, na razie jakoś trzeba próbować wszystko pogodzić. Mam jedynie nadzieję, że z czasem uda się to lepiej zorganizować.

Dla niewtajemniczonych poczyniłam pewne kroki, by troszeczkę rozwinąć zakres mojego pisania. Ale szczerze mówiąc idzie to jak krew z nosa słabo rozbitego heh. Może to przez te wakacje. Aż dziw bierze, że człowiek czeka z utęsknieniem na jesień. A dokładniej na szkołę i przedszkole dla pociech ;) Ciężko z czasem przy dwóch rozbrykanych i nakręcających się charakterkach. Mimo wszystko mam nadzieję na realizację zamierzonego planu. A dokładniej praca, a po pracy coś jeszcze. Z czasem przybliżę temat, gdy sama się do niego zbliżę heh. Ale, żeby jak zwykle nie przedłużać wstępu...

Jak to jest z tą miłością? Hmm?
Czy starzy czy młodzi, samotni czy "uwięzieni w związku", hetero, bi czy homoseksualni... Brzydcy i piękni, bogaci i biedni, szczęśliwi bądź nie... Każdy z Nas chce kochać i być kochanym. Każdy z Nas, mimo wszystko, potrzebuje poczucia bycia potrzebnym, ważnym, docenianym. Każdy z Nas potrzebuje dodania otuchy czy wsparcia...

Jak to śpiewa Maryla Rodowicz...

"Chuda jak słomka cizia-blond i z lichym torsem starszy pan. Tęga madame, co z psiną przez osiedle mknie. Ruda z parteru i jej mąż, zrzęda w berecie lila-róż, 
jurny fabryki stróż o jednym tylko śnią (...)
Głodna modelka, krawiec mruk, dama co z nagła wpadła w cug. Grubas w tureckim swetrze, pijak z baru "miś. Grafik co preferuje jazz, aktorka w norkach, fryzjer, gej. Wdowa co szlocha w noc, o jedno proszą los (...)"

Do tej listy tak wiele jeszcze można dodać. Wiele osób, sytuacji, schematów. Wiele w braku, z różnych powodów. Praca, brak czasu, strach, obawy, doświadczenia. Ale wniosek jeden. Wszyscy chcą i zasługują na miłość.

Czy to źle, że marzymy o miłości jak z filmu? Oglądając czasem komedie romantyczne czy tasiemce przesycone miłością. Czy złym jest marzyć, śnić, wyobrażać sobie siebie w tym? Czy złym jest marzyć o pięknej, wspaniałej i czystej miłości? Obdartej z tego co złe. Opartej na szczerości, zaufaniu i walce?

Czy to złe, gdy patrzy się z zazdrością na filmiki na youtube (doba internetu ;]) i myśli sobie "ta/ten ma fajnie"? Nosz kurde balans. Nie marzymy o czymś niestworzonym. Nie marzymy biegać po Plutonie czy tańczyć salsę na Marsie. Więc gdzie i w czym tkwi problem? W czym tkwi problem, by sprawić, by ta telenowela stała się rzeczywistością? Jaki problem w tym, by przestać zazdrościć innym? Udanych związków, wspaniałych małżeństw czy zajebistych zaręczyn? 

Fakt, przyznam się bez bicia, aż zazdrość bierze, gdy widzi się coś takiego...



Da się? Kurdęęęę da się. 

A w tym wszystkim rodzi się pytanie. Czemu o czymś takim zapominamy? Zapominamy o tym, jak sprawiać przyjemność drugiej osobie, wychodzić poza schematy, starać się, próbować, walczyć... Kwiaty, kolacja? Ok. 10ty raz z rzędu?...

Teraz większość facetów gromkim chórem może stwierdzić, że my kobiety jesteśmy wymagające. I kurdę blaszka fakt, jesteśmy. Gdy kochamy i chcemy być kochane, chcemy to widzieć i czuć. Nie tylko słyszeć. Czy to takie dziwne? Słowa to często AŻ słowa, czasem niestety TYLKO słowa. Czy dziwnym jest to, że chcemy, by facet się postarał? Nie jest to dziwne. Wybaczcie nikt od Was nie wymaga milionów na koncie i wyznawania miłości na Księżycu.Ale czemu schemat nadal pozostaje schematem?  Czemu przepraszam zostaje zwykłym przepraszam, a kocham jest wypowiadane ot tak. 

Każdy chce kochać i być kochanym. Każdy ma prawo marzyć o wspaniałej miłości i ją przeżyć. Każdy zasługuje na szczerość i każdy z Nas zasługuje na to, by być kimś ważnym dla drugiej osoby. KAŻDY...

Tylko od Nas zależy czy będziemy walczyć o to, o czym marzymy...


"Prawdziwa miłość nie jest łatwa, ale trzeba o nią walczyć, bo raz znalezionej nie da się zastąpić.."

Pozdrawiam
PannaEM