Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

piątek, 21 września 2012

Zmiana nastawienia

Hmm, od czego zacząć. Może od tego, że tak jakoś dziwnie. Napisałam ostatnio, że potrzebuję przerwy od pisania, że potrzebuję na nowo  odnaleźć sens w pisaniu. Szukam go i przerwę mam zamiar podtrzymać. Dzisiejszy wpis będzie może takim moim przejściem. Co to znaczy? Odpowiedź zawarta jest w tytule postu. Tak, zmiana nastawienia...



Otóż to. Przez ostatnie parę m-cy tak bardzo chciałam to zrobić, znaleźć sposób na cofnięcie czasu, napisanie wszystkiego od nowa. Każdy wie, że jest to niemożliwe, ale ludzkie nadzieje czasem potrafią być nieograniczone i niedorzeczne. Jedna sytuacja, jedna rozmowa, o której wspomniałam w ostatnim poście, zmieniła całkowicie moje nastawienie. Uświadomiła, że czasu cofnąć się nie da, wypowiedzianych słów cofnąć, a pewnych rzeczy zmienić. Można jedynie, tak jak w tekście na obrazku, dopisać nowe zakończenie. Ale do tego potrzebny jest pewien bodziec. Dziwne, że tak dużo czasu zajęło mi dojście do takich wniosków, a do tego, żeby nie było, że po raz kolejny to jedynie puste słowa, do czynów. Tak, zaczęłam wcielać w życie wnioski z własnych postów. Wow, w końcu heh. Wkleję tu obrazek, który wykorzystałam już w którymś z poprzednich wpisów, ale pasuje on do dzisiejszego idealnie ...



Tak, myślę, że największą rolę odegrał tu czas. Naiwne oczekiwanie, niemożliwe do spełnienia nadzieje, potrzeba było czasu, by dotarła do mnie ich bezsensowność. Po raz kolejny powraca myśl. Zmiana nastawienia. Chwilami sama się sobie dziwię jak bardzo potrafiło się ono zmienić. Czy na dobre czy na gorsze. Ciężko stwierdzić. Na lepsze na pewno, ze względu na to, że wyzbyłam się czegoś co niszczyło mnie od środka, stało za mną, kładąc cień na wszystko co robiłam albo co chciałam robić. Sprawiło, że wcieliłam w życie jedną z największych moich szalonych myśli. Pokazało, że jestem w stanie to zrobić :) Że jestem w stanie udowodnić sobie, że mogę wcielić w życie wszystko, jeśli tylko zechcę. Że moje słowa jednak nie są bez pokrycia. Nauczyło mnie to też wagi swoich słów i zastanawiania się nad jego każdą wypowiedzią, by uniknąć później takich szalonych sytuacji ;P by znów nie stracić w swoich oczach, by znów nie okazać się niesłownym. Ale zrobiłam to, przekroczyłam pewną granicę. Granicę dzielącą słowa i czyny. Poczułam się pewna siebie, poczułam, że w końcu mam kontrolę nad własnym życiem. A czemu na gorsze?  Czuję, że mimo wszystko, mimo zmiany tego nastawienia, które mnie niszczyło, utraciłam coś. Może po części tą wewnętrzną wrażliwość, emocjonalność. Może stałam się bardziej bezpośrednia, wyrachowana, zimna. Coś za coś. Świat nie jest idealny, ludzie też nie. Mnie do ideału zawsze było daleko ;P
Poczułam się gotowa. Gotowa do zmian, kroków, wcielania w życie własnych pomysłów. A to wszystko z uśmiechem, z lekką dozą olewki heh, coraz częściej  bez większych rozkminek. Postanowiłam dzielić się tutaj wnioskami, lecz tym razem z czynów. Wewnętrzne rozmyślania pełne obaw, których mimo wszystko się nie wyzbędę ( nie popadajmy w skrajności), pozostawię sobie. Nadal będę pisać na blogu, lecz myślę, że w trochę inny sposób. Na pewno będą to wpisy bardziej optymistyczne, może chwilami bardziej szalone, bezpośrednie. Pewnie nie raz  przeleci Wam przez myśl, że stuknięte heh .
Tak więc z czasem poznacie tą "nową" pannę Em. Tamta poprzednia stety bądź niestety nie dała rady, nie poradziła sobie z tą całą dawką ostatnich doświadczeń i błędów. Nowa nie ma nadziei na poprawę, nie próbuje naprawiać. Zaczyna od teraz pisać scenariusz trzymając w rękach swoje życie. Z wewnętrznym spokojem, zewnętrznym szaleństwem, uśmiechem na twarzy i Qrwikami w oczach :P


  
Pozdrawiam wszystkich czytelników

"Wiem, że jak każda kobieta, mam więcej siły niż na to wygląda"
Eva Perón (Evita)

niedziela, 16 września 2012

Słowa i czyny

Zaczynam jak zwykle. Miałam znów przerwę w pisaniu. Potrzebowałam trochę czasu, by dojść do ładu po ostatnim swoim kroku, decyzji wcielonej w życie. Tak jak się domyślałam, przyniesie ona jeszcze wiele nieprzyjemnych konsekwencji. Z każdym kolejnym dniem przynosi, z każdą rozmową dotyczącą tego. I co otrzymam w zamian? Czas pokazuje, że odwet i zemstę. Byłam na to przygotowana, brałam to pod uwagę, choć miałam cichą nadzieję na inny przebieg. No ale cóż, życie jak to życie często przynosi nam nie do końca to co chcemy, oczekujemy, na co mamy nadzieję. I teraz rodzi się pytanie czy aby na pewno było to słuszne, warte zachodu, warte tego, by być zgodnym z samym sobą? Hmm w sumie czy warte czy nie, nie ma to już znaczenia. Postawiłam ten krok, za nim pójdą kolejne, jak domino. Dla kogo dobre? Mam nadzieję, że dla osoby, dla której to robię. Że mimo wszystko przyjdzie czas, kiedy zyska na tej całej sytuacji. Że konsekwencje, które poniosę nie tylko ja, kiedyś okażą się na plus dla tej niewinnej małej istotki, jednej z najważniejszych w moim życiu, która niestety przez moje złe wybory, już teraz na tym cierpi i będzie cierpieć. Staram się teraz jedynie złagodzić wszystko co ją czeka...




No cóż, ale nie o tym miałam dziś pisać. W sumie to nawet nie miałam w planie pisać. A na pewno nie na ten temat, który zawarłam w tytule postu. Jednak rozmowa z kimś skierowała mnie na to. Niestety z mało pozytywnym nastawieniem... Dlaczego?
Bo nikt nie lubi krytyki, a ja dziś usłyszałam, że moje słowa są i były tylko pustymi, nic nie wartymi słowami bez pokrycia. Że wszystko co robiłam było tylko czczą gadaniną nie podpartą czynami. Dużo mówiłam, mało robiłam, niewiele mi wychodziło. Do tego swoimi słowami potrafiłam bardzo zranić. Nie jest miłe usłyszeć coś takiego, choć człowiek zdaje sobie sprawę ile w tym prawdy jest zawartej. Ale co z tego, znów piszę, rozkminiam, dochodzę do wniosków, znów to tylko moja paplanina? W tej chwili może i tak, bo nie zmienię przeszłości. Nie zmienię tego co zepsułam, co zrobiłam źle, w czym zawiniłam, zraniłam, do czego doprowadziłam. Nie cofnę tego, a moje słowa teraz i tak nic nie zmienią. Więc jaki sens ma teraz to moje pisanie? Wychodzi na to, że nie ma żadnego, a tym samym, idąc za tą myślą, mój blog również nie ma sensu. Po co czytać "wypociny" kogoś, kto sam nie potrafi wcielić w życie własnych myśli i wniosków. Po co czytać uzewnętrznianie się jakiejś nawiedzonej panny, której coś tam w życiu nie wyszło, która potrafi tylko "pięknie" pisać czy mówić, a nie potrafi nic z tego zastosować. Po co? Może ku przestrodze heh. By zobaczyć jak wiele można schrzanić będąc tak naprawdę głuchym na rady, ślepym na wyciągniętą dłoń. Jak daleko można zajść w tym wszystkim, by nie zostało już nic do ratowania ...  
"Słowa mogą być puste, nic nie warte, wypowiedziane tak po prostu. Czynami tak naprawdę pokazujesz ile jesteś wart, nie słowami, a czynem...". Wniosek? Pewność siebie i wartość własnej osoby zachwiana...
Tak, postawiona mocna krytyka mojej osobie. Co może być obroną? Głupota? Niedostrzeganie pewnych spraw, błędów? Zbytnia szczerość, gdy trzeba było ugryźć się w język? Zbyt duża pewność siebie? A może zbyt mała? Dużo pytań, wątpliwości. Wyjątkowo brak wniosków:/ Wyjątkowo głowa pusta od spostrzeżeń, rozwiązań. Dotknęło mnie to dziś bardzo głęboko, choć minęło już sporo czasu od sytuacji, która była z tym powiązana, za którą płaciłam i płacę do tej pory. Przeszłość powraca po raz kolejny, by namieszać mi w życiu. By znów wzbudzić we mnie złość na samą siebie, na moje słowa, brak czynów i konsekwencje tego wszystkiego. Wyrzuty sumienia, żal, smutek i przeraźliwa złość. Łatwiej poradzić sobie z konsekwencjami winy innych ludzi, gorzej, gdy zdajesz sobie sprawę, jak wiele sam zawiniłeś. Jak wiele wtedy nie dostrzegałeś, wtedy, gdy można było jeszcze coś naprawić czy zmienić. Jedyny żal jaki mam w tej chwili, nie do samej siebie, lecz do ludzi, to to, że odpuścili sobie, że nie dali mi więcej czasu, choć pewnie na niego nie zasłużyłam wtedy. Potrzebowałam więcej czasu, by uświadomić sobie wagę moich błędów i jakie mogą za sobą nieść konsekwencje. Nie otrzymałam go więcej. Pewnie i słusznie, dostajemy to, na co sami pracujemy. Więc nie mam prawa mieć teraz pretensji, że w porę nie potrafiłam dostrzec własnych błędów, nie potrafiłam ogarnąć własnego życia. Pewnie potrzebowałam takiego wielkiego kopa od życia, jaki otrzymałam. Niestety to taki już full wypas kop. Najwidoczniej adekwatny do przewinienia. Tak więc płacę. Płacę swoją cenę za te wszystkie niedotrzymane obietnice, słowa bez pokrycia, czyny nie pokazujące nic. Wysoka cena. Utrata miłości, samotność, strach, ból wewnętrzny i zewnętrzny... I ten smutny wzrok tej małej istoty, choć buzia się śmieje. To jest najwyższa cena jaką płacę... 



Z jedną różnicą w obrazku. To nie ja nienawidzę, lecz zostałam znienawidzona... A to wielki ciężar, gdy wiem, że sama na to zapracowałam...
Tym razem przerwa w pisaniu będzie świadomie zaplanowana. Muszę na nowo odnaleźć sens w pisaniu, w słowach, które pomimo wszystko uważam, że są ważne. Przyszła pora na czyny, którymi po czasie będę chciała podzielić się na blogu. Ale dopiero wtedy, gdy ich dokonam. Dopiero wtedy moje słowa będą cokolwiek warte... Chciałabym pokazać, że mogą być. Może i przeszłości nie zmienię, nie odbuduję tego co straciłam, lecz mam nadzieję, że uda mi się na nowo budować, od początku. W nowych sytuacjach, z nowymi ludźmi, a przeszłość oddzielę grubą kreską. Przestanie w końcu kłaść cień na wszystko co robię i chcę robić...
Za tydzień ważne wydarzenie w moim życiu. Będzie ono machiną, która rozpocznie pasmo decyzji i kroków. Mam nadzieję, że słusznych.
Tego posta dedykuję pewnej osobie. Może i z przeprosinami za wszystko co złe uczyniłam, za wszystko co złe wniosłam w jej życie. Nigdy tego nie chciałam, choć pewnie świadomiej powinnam się zastanawiać nad własnym zachowaniem. I za to powinnam przeprosić. Ale też i z wielkim żalem. Żalem o to, że w najtrudniejszych chwilach mojego życia odwrócił się i zostawił mnie samą w mroku, z wielkim strachem o siebie i o owoc tego wszystkiego, że jego słowa o wielkiej miłości, przyszłości i szczęściu okazały się również tylko niespełnionymi obietnicami i słowami. Ale to też jedynie puste słowa...
Tak więc przez jakiś czas nie będą pojawiać się nowe posty, lecz na moim blogu jest wiele wpisów, więc jest co czytać, gdyby się komuś nudziło heh ;)
Dziękuję wszystkim odwiedzającym za poświęcony czas, życzę powodzenia i więcej samozaparcia w dążeniu do celów. Więcej czynów Kochani, mniej słów. Tego Wam życzę. Pozdrawiam.
                                                                                                          panna Em

"Prawdziwą sprawiedliwością jest przeżyć to co się uczyniło innym."
Arystoteles

piątek, 7 września 2012

Widzę, że liczba odwiedzin z dnia na dzień wzrasta :) Cieszę się bardzo, że moje "wypociny" w jakiś sposób są zauważalne ;) Zapraszam również do komentowania wpisów. Będzie mi miło poznać Wasze opinie :) Niebawem kolejny post. 
Pozdrawiam wszystkich czytelników :)
                                                                                                      panna Em


wtorek, 4 września 2012

Paradoks

Kolejna przerwa w pisaniu. Ostatnio dość często w ten sposób zaczynają się moje posty. Po założeniu na nowo bloga miałam dużo chęci, zapału do pisania, do rozwiązywania problemów. Jak to przychodzi z czasem, kłębiącymi się problemami, ten zapał i chęć gdzieś znikają. Już parę dni temu chciałam coś napisać, jak zwykle jakoś tak wyszło, obowiązki, brak czasu, zapewne też organizacji. Tak, ostatnio z tym ciężko u mnie. Ciężko przychodzi mi organizacja, trochę chaosu w moim życiu. Przez dłuższy czas szukałam odpowiedniej drogi, kierunku do obrania i w sumie nadal go szukam. Moje posty często podczas próby zrozumienia, podsuwają mi wnioski. Na ile są one trafne, chyba nie mnie to oceniać. Tak wnioski ... Cholerka, jak trudno wcielić je w życie, jak ciężko wiedząc co zrobić, wykonać ten pierwszy krok, jak ciężko zaprzeć się na tyle, by iść uparcie do przodu, ale ...



Tak, bardzo dużo w tym racji. Nie możemy się zatrzymywać, bo wtedy upadamy, ciężko się pozbierać i znów ruszyć. A może by tak zamocować boczne kółka? ;) heh, to jest myśl. Móc bezpiecznie bez obaw przystanąć, odpocząć czasem, jechać swoim rytmem, ale jednak mieć ten "luksus", możliwość zatrzymania się, choćby na chwilę dla zaczerpnięcia oddechu. Bo ja rozumiem uparcie dążyć do celu, walczyć, starać się, ale nikt przecież nie jest maszyną zaprogramowaną, by działać sprawnie na pełnych obrotach...
Tak. Temat postu. Paradoks. Czemu akurat taki? Ostatnie dni przyniosły mi bardzo dużą dawkę przeróżnych odczuć, od pozytywnych początkowo, przeplatających się z lekko negatywnymi, kończąc na wielkich obawach, strachu, ale też z nutką wiary w swoje możliwości na finiszu. Tak, dziś targają mną bardzo odmienne emocje, tak i złe, jak i dobre. Złe dlatego, że jednak wykonałam bardzo ważny krok (zgodny z moim sumieniem, moją hierarchią wartości), który przyniósł ... No tak, ciężko ubrać w słowa co przyniósł. Na pewno przykrość, ból, chwilowe cierpienie, zrezygnowanie, wątpliwość w słuszność decyzji. Pewnie też i wroga w mojej osobie względem innych. Ale cóż, wykonałam go po miesiącach wahania, po miesiącach trwania w próżni, choć myślałam, że daję radę, że idę na przód. A tak naprawdę wciąż trwałam w bańce złych emocji, wspomnień, jakiś cichych, głęboko ukrytych nadziei. A to wszystko przynosiło mi jedynie jakiś taki stan przetrwania, ale nic więcej. Tak więc wykonałam ten krok, po przeanalizowaniu wszystkich ZA i PRZECIW. 
Zacytuję teraz słowa z rozmowy z pewną osobą, którą odbyłam wczoraj i przejdę tym samym do tych dobrych emocji, które dziś siedzą we mnie, mimo złych. "Wyjdźże z tego mroku. Za dużo wokół Ciebie jest ciemności. O wiele za dużo"
Jakże piękne i mądre słowa. Już samo przeczytanie ich w jakiś sposób na mnie podziałało. Otworzyło oczy. Pokazało jak długo tkwiłam w tym mroku. A ja głupio łudziłam się, myślałam, że przecież daję radę, a tak naprawdę kroczyłam w ciemnościach, coraz większych. Chyba właśnie te emocje, te słowa, w jakiś sposób złagodziły te złe. Zmniejszyło ich siłę...

Tak... I chociaż mam dziś dość przygnębiony nastrój, mimo, że obawiam się dalszych kroków, czuję, że powoli nabieram w końcu tego wewnętrznego spokoju. Wiem już jak go szukać i samo to już napawa mnie pozytywnymi emocjami :) Wiem, że jeszcze długa droga przede mną, że jeszcze nie raz się potknę na tym rowerze, poczuję, że tracę równowagę, ale postaram się jednak o te boczne kółka ;)
Mam tylko nadzieję, że mimo konsekwencji, jakie ponoszę i pewnie jeszcze poniosę, za swoją decyzję, ten ważny krok, przyjdzie taki moment, że z ręką na sercu powiem "nie żałuję". Poświęciłam dużo dla tej decyzji, zapłacę za zgodność z samą sobą, oby nie za dużo... Chciałabym, żeby w przyszłości, nie mówię, że niedalekiej, ale w ogóle, przyniosło to jednak pozytywne rzeczy. A wtedy będę naprawdę z tego dumna :)
P.S. Pewien anonim w komentarzu do jednego z moich postów polecił pewną książkę :) "Rozmowy z Bogiem", jestem w trakcie jej czytania :)

"Czasem trzeba zburzyć wszystko, by móc budować na nowo. Na popękanych fundamentach nie powstanie nic trwałego"
Anonim



Dzisiejszego posta chcę zadedykować kilku osobom, które pomogły mi w trudnych chwilach, decyzjach. Każda w inny sposób.
Ani - która była i jest dla mnie wielkim wsparciem w jednych z najtrudniejszych chwil w moim życiu, która czasem potrafi "opierdzielić" i szczerze aż do bólu powiedzieć co myśli, dać mi kopniaka heh :*
Szymonowi - również za wielkie wsparcie w tych trudnych chwilach, za długie rozmowy, przyjaźń, cierpliwość, pomoc fizyczną i psychiczną :*
Oli - za wprowadzanie w moje życie odrobiny młodzieńczości, trochę wygłupów, wielu uśmiechów podczas rozmów na Skype i oderwania mnie chwilami od problemów, co bywało zbawienne :*
Asi - za możliwość wyżalenia się w każdym temacie, każdej chwili, za zrozumienie i całkowity brak krytyki mojej osoby, co też bywało mi potrzebne :*
Grzesiowi "milusi czasami" - za wyczerpujące, długie rozmowy, otwierające mi oczy na wiele spraw, możliwość bycia tak i mówcą jak i słuchaczem, gdy słów zabrakło, nawet za te chwile milczenia :*
Elenie - za całkowite, nieograniczone zrozumienie, pokrewność dusz, za przyjaźń, wsparcie, mimo dużej odległości obecnie :*
Madzi - z którą rozmowy zaniedbałam, zapominając ile potrafią dawać wiary, otuchy, której słowa w tym poście zacytowałam :*
I na koniec pewnej osobie "N", która pomogła mi utwierdzić mnie w przekonaniu o słuszności mojego kroku, dzięki której ten krok wykonałam.
Tak więc z całego serca dziękuję Wam wszystkim za to co daliście swoją osobą, słowami, czynami, za to, że jesteście. Takimi osobami jak Wy, chcę się otaczać. Dzięki takim osobom jak Wy życie staje się łatwiejsze, piękniejsze :) :*



"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać"
Anonim