Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

piątek, 20 czerwca 2014

Blog

Stwierdzam, że ostatnio u mnie ma miejsce jakiś armagedon myślowy. Jeden wielki chaos. Ze skrajności w skrajność. Raz są emocje, które pobudzają, motywują. Kierowane do innych, we mnie samej napędzają ten motor siły i pewności siebie. By po chwili popaść w totalny bezsens i nieumiejętność znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania. 
Może rzeczywiście powinnam przestać na jakiś czas pisać. A może całkowicie? Wpis o zawieszeniu bloga nawet nie poruszył, przemknął bez echa. Daje mi to tylko dowód, że moje pisanie jest tylko i wyłącznie dla mnie, choć starałam się by było inaczej. Cóż. Może rzeczywiście wyimaginowałam sobie, że potrafię coś zrobić w tym temacie, dotrzeć gdzieś dalej. Zderzenie z brutalną rzeczywistością otwiera oczy...

Tak zastanawiam się czy poszukiwanie w jakiś sposób uznania jest czymś złym? Czy płytkim jest chęć bycia w życiu innych kimś więcej? Szukanie w tym własnych wartości jest oznaką czego? Próżności? Chęci wkupienia się w czyjeś "łaski"? A może świadomości własnej bezużyteczności? 
Można to nazywać różnie. Dla mnie jest to motywacją. Zainteresowanie, docenienie jest motorem napędzającym dającym mi powód do dalszego działania, że to co robię ma sens. Niestety ten sens umknął mi gdzieś, po raz kolejny. Po raz kolejny waham się pomiędzy tym co chcę robić, a co tak naprawdę potrafię. 
Może rzeczywiście ubzdurałam sobie, że coś mogę. Że z czasem, pracą nad pisaniem będę w stanie coś osiągnąć i przyniesie to efekty. Może blog ten miał na celu jedynie uporanie się z negatywnymi emocjami, przetrwanie trudnego okresu w życiu, by później "umrzeć śmiercią naturalną". Może...

Ktoś kiedyś powiedział mi, że dość późno zaczęłam swoją przygodę z blogowaniem. Że w dzisiejszych czasach, dobie internetu to młodsi ludzie szukają w ten sposób własnej drogi. Ja swoją wycieczkę zaczęłam 4 lata temu i zmieniła mnie ona bardzo.
Pomogła mi ona dojrzeć, pokonać wiele przeciwności, zmienić się. Wyjść z matni, w której dość wcześnie się pogrążyłam. Może przyszła teraz kolej na kolejny etap w życiu, ponieważ ten został już wyczerpany. Może nauczyło mnie to już wszystkiego co miało. Nie wiem...

W tej chwili przede mną masa niewiadomych. Pytajniki krążą wokół. Wątpliwości zderzają się jedna z drugą i nie dają możliwości znaleźć odpowiedzi i rozwiązania na żadne z nich...


wtorek, 17 czerwca 2014

Cel w życiu i jego sens

Dzisiejszy wpis to dopiero temat rzeka. Tak wiele można w nim napisać. Tak wiele sytuacji dotyczy. Myślę też, że w wielu poprzednich postach był już nie raz poruszany. Lecz uważam, że jeszcze wiele można w nim dopowiedzieć i dopisać...

Każdy z nas, założę się, że każdy, miał w życiu sytuacje, w których jego myślenie, postrzeganie świata, życia, zostało zachwiane. Każdy z nas miał moment, w którym przestał wierzyć w sens czegokolwiek. Każdy z nas choć przez chwilę stał na rozdrożu nie wiedząc jaką drogą się udać. Nie widział celu w życiu, nie widział motywacji ani sensu w tym. Każdy...
Jednym udaje się szybko pozbierać na nowo, odzyskać pewność siebie i chęci do działania. Innym potrzeba dużo więcej czasu. Więcej motywacji, więcej pomocy i wsparcia ze strony bliskich osób. A jeszcze inni tracą wiarę na tyle, że nie dopuszczają do siebie myśli, że może być lepiej. Zaczynają swoją "przygodę" z wegetacją. Wędrówkę w pewne, bezpieczne choć niszczące emocje. Strach, pustka, bezsens, smutek. 

W dzisiejszym wpisie skupię się na tych dwóch grupach ludzi, którym ciężko przychodzi pogodzenie się z pewnymi doświadczeniami, sytuacjami i odzyskanie siły do ponownego działania. 
Pierwszej z nich wystarczy wsparcie. Poczucie, że są ludzie, dla których jest się ważnym. Świadomość, że nie jest się samemu w całym tym wirze problemów. Wystarczą słowa otuchy, by pobudzić na nowo motywację. By znaleźć siłę do stawienia czoła problemom. Wystarczy świadomość, że są wokół ludzie, którzy wiedzą co czujesz. Którzy wiedzą i rozumieją. Którzy są...



A ta druga grupa ludzi? Ta, która straciła całkowicie sens życia. Całkowicie straciła wiarę, że kogoś w ogóle obchodzi? Ta, która przez swoją wrażliwość utraciła umiejętność słuchania, uchwycenia wyciągniętej z pomocą dłoni? Co z tymi ludźmi?

Moi drodzy, moi kochani, to od Was zależy na ile dacie sobie pomóc. To od Was zależy czy uwierzycie w słowa otuchy. To od Was zależy na ile uwierzycie w szczerość, uczciwość i chęć pomocy. Stety bądź niestety nikt tego za Was nie zrobi. 

Pewnie dużo z tych osób mogłoby mi teraz zarzucić, że łatwo się mówi. Że łatwo mi w tym momencie pisać o podniesieniu się, poszukiwaniu na nowo siły i otworzeniu się na pomoc. Owszem. Napisać łatwo. Nie neguję tego, że o wiele trudniej to zrobić. Nie neguję tego, że w pewnych momentach życie doświadcza nas tak boleśnie, że nie widzi się światełka w tunelu. 
Może i nie jestem osobą, która przeżyła bardzo dużo. Nie mam 60-ciu lat i mega bagażu doświadczeń. Ale mając prawie 30-ści stwierdzam, że jednak co nie co przeżyłam. Nieprzyjemnych sytuacji, ciężkich sprawdzianów. Do tej pory prowadzę swoją małą walkę z przeszłością, z trudnymi do udźwignięcia konsekwencjami swoich decyzji czy ciężkimi wspomnieniami sytuacji losowych, na które wpływu nie miałam.

Ostatnie kilka lat były trudnym czasem przeplatających się ze sobą prób siły i samozaparcia. Poszukiwania drogi i gubienia jej na nowo. Wielu pytań, rozterek, żalu do losu, życia. Patrząc z perspektywy czasu "obskoczyłam" chyba wszystkie trzy grupy ludzi, o których wspomniałam wyżej. Czasem udawało mi się samej podźwignąć, czasem potrzebowałam do tego pomocy innych, czasem potrafiłam zamknąć się przed światem na dłużej nie wierząc kompletnie w nic. Chcąc zatracić się w smutku, żalu.
Nie mam jeszcze rozwiązania na wszystkie swoje problemy. Nie jestem jeszcze na prostej. Jeszcze wiele przede mną. Wiele prób i sprawdzianów. Pewnie i wiele załamek, wiele upadków. Lecz wiem, że się podniosę. Każde doświadczenie umacnia mnie po to, by mogła zmierzyć się z kolejnym. 

Ten wpis dedykuję pewnej osobie w ciężkim momencie życia. Więc za każdym razem, gdy przyjdzie Wam na myśl dręczące pytanie: "Po co Żyć?"
odpowiem zawsze tak samo: "Bo mimo wszystko warto!".



"Wierzę, że życie warte jest, aby je przeżyć. Twoja wiara pomoże Ci uczynić je pełnym wartości".
William James 

Pozdrawiam
PannaEm

poniedziałek, 16 czerwca 2014

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"

Chyba każdy z nas miał chociaż raz styczność z cytatem, który zawarłam w tytule postu. Wielu z nas choć raz zdarzyło się go zacytować. Słowa Jana Twardowskiego brzmią jak echo...


Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie ze nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak uroczystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza

Jan Twardowski

Czy trzeba coś jeszcze dodawać w tym temacie? Poezja nie zawsze jest odpowiednio rozumiana czy interpretowana. Lecz w tym wypadku przesłanie jest jasne i przejrzyste. Pozwolę sobie jednak dodać kilka słów od siebie...

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" dźwięczy mi w głowie od paru dni. Pobudza myśli, wracają wspomnienia, sytuacje, doświadczenia. 

Zbyt często słowa te pojawiają się w naszych głowach w momencie, w którym jest już za późno. W momencie, gdy nie da się już cofnąć czasu. Nie da się naprawić, powiedzieć czy zrobić czegoś. Zbyt rzadko myślimy o tym, kiedy jeszcze jest możliwość docenić słowem bądź czynem. Zbyt rzadko...

"Śpieszmy się kochać..." powraca do mnie w dzień i w nocy. Zaprząta moją głowę, nie daje spokojnie zasnąć. Pobudza żal względem niewypowiedzianych słów, niewykorzystanych szans, nieokazanych gestów...

Dlaczego tak jest? Dlaczego czasem nie potrafimy powiedzieć czegoś w porę? Dlaczego czasem nie zastanawiamy się nad tym, że ta chwila może być tą ostatnią? Ostatnią szansą, by coś zmienić. Ostatnią szansą, by docenić i okazać emocje, uczucia...

Wiersz ten i słowa ks. Twardowskiego mogą odnosić się to różnych sytuacji. Pierwsza jaka przychodzi na myśl to śmierć bliskiej osoby. Odejście, które jest nieodwracalne, na które często nie mamy żadnego wpływu. Najbardziej dotyka nas nagłe, na które nie jesteśmy przygotowani. Najczęściej to, które pobudza masę pytań i jedno główne, głośno krzyczące: DLACZEGO?!
Więc i ja pytam dlaczego? Dlaczego los stawia nas przed takim doświadczeniem jakim jest śmierć bliskiej, młodej osoby? Dlaczego akurat młodej? Przecież śmierć, niezależnie od wieku bywa równie ciężka do pogodzenia. Dlatego, ponieważ to właśnie ta nagła, często bezsensowna dla nas, sprawia, że mamy do siebie ten właśnie żal. Żal niewypowiedzianych słów... Lecz, gdy dotyka ona starszą, schorowaną osobę, czy można się na to przygotować? Może... Ale czy boli mniej? Czy to oznacza, że zdążyliśmy ze wszystkim? Ze wszystkim co chcieliśmy powiedzieć, okazać? Nie zawsze...

I druga myśl, krążąca po głowie. Druga, która idealnie wpasowuje się w cytat dzisiejszego postu. Nie zawsze śmierć musi być czymś, co rozdziela bliskie osoby. Nie zawsze to śmierć musi być bodźcem do tego typu rozmyślań. Czasem zbyt dużo nieodpowiednich słów, zachowań czy decyzji decyduje o odejściu. Decyduje o tym, że tracimy bliską, ukochaną osobę. Decyduje o tym, że gdzieś tam w środku rodzi się żal. Żal ( tak jak wyżej) z powodu niedocenienia, nieumiejętności okazania tego co się czuje. I wtedy również może być za późno. Za późno, by uratować. Za późno, by odbudować. I czasem żyje się ze świadomością, że gdzieś tam jest ktoś, komu tak wiele można było powiedzieć. Tak wiele można było...

Dlatego, moi drodzy czytelnicy, z tego miejsca piszę do Was: "Śpieszmy się". Śpieszmy się każdego dnia, by docenić wszystkich i wszystko co jest dla nas ważne. Każdego dnia na nowo. Każdego dnia z równie mocną siłą. Każdego dnia doceniajmy chwilę, obecność i nasze życie. 
By żal nie niszczył naszej radości życia. By wspomnienia i popełnione błędy nie kładły cienia na to co robimy...
Tego Wam życzę.

Pozdrawiam
PannaEm

czwartek, 12 czerwca 2014

Co ludzie powiedzą...

Temat rzeka. Temat, który idealnie wpisuje się w większość z nas. Temat, który wzbudza emocje, wkurzenie. Który dotyka chyba każdego. 

"Co ludzie powiedzą" i trzy kropki. Ba, szarpnęłabym się nawet i na dziesięć. 
Nieważne jak bardzo staramy się czasem nie przejmować, olewać krzywe spojrzenia. Ośmielę się rzucić stwierdzenie, że każdy z nas miał choć jedną taką sytuację. Choć jeden raz zastanawiał się co powiedzą inni, choć jeden raz wielką przykrość zrobiło mu to, co usłyszał na temat swojej decyzji.
Może nawet obawa przed krytyką sprawiła, że z czegoś zrezygnował. Dla świętego spokoju, z powodu niechęci "bycia na językach", ze strachu przed najmocniejszym ciosem jakim potrafią być słowa innych. 
Idealnie w tym temacie komponuje się obrazek, tekst, który już od dłuższego czasu krąży w sieci. W sumie jest ich coraz więcej, skróconych i bardziej rozwiniętych, ale przesłanie jedno...



Kurdęęęę. No i właśnie o to chodzi. Właśnie o to. O to, by żyć zgodnie ze sobą. Podejmować własne decyzje nie patrząc na opinie innych. 
Nie mówię teraz o jakiś skrajnych sytuacjach, o przekraczaniu granic, których mimo wszystko nie powinno się. Nie mówię teraz o jednostkach, które tych granic i norm przyzwoitości nie mają (co poniektórych mogłabym wymienić, wskazać palcem... obawiałabym się jedynie, że mogłabym to zbyt mocno zaakcentować i oko wydłubać :P a potem jeszcze płać takiemu odszkodowanie heh).

Mówię o tym, że to nasze życie i nikt go za nas nie przeżyje. Patrząc na opinie, przejmując się krytyką można doprowadzić tylko do jednego. Do niezadowolenia, do żalu względem własnej osoby, że nie przeżyło się własnego życia tak jak się chciało. Do tego, że za kilka bądź kilkanaście lat będziemy żałować nie podjętego ryzyka, niespełnionych nadziei i marzeń. Któregoś dnia zdamy sobie sprawę, że nasze życie przeszło obok nas i będzie za późno, by coś naprawić czy zmienić. Któregoś dnia zdamy sobie sprawę, że można było inaczej...
Bo można było...

Wszystko tak naprawdę zależy od nas. Nie mówię teraz o sytuacjach losowych, na które rzeczywiście wpływu nie mamy. Lecz naszym wpływem jest jak do nich podchodzimy, jakie wnioski z nich wyciągamy i czego nas uczą. Na co bierzemy poprawkę, czym się przejmujemy. Od nas zależy jak wielką wartość będzie miało nasze życie i jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla niego. Jak wiele stereotypów, opinii i krytyki możemy odrzucić, by żyć tak jak chcemy.

Owszem, będziemy popełniać błędy. Nie raz powinie nam się noga. Pewnie czasem będziemy żałować pewnych decyzji i kroków. Ale to nasze błędy, nasze życie. Nasz rozum i nasze sumienie. Nasze konsekwencje. Powinniśmy jedynie brać za nie odpowiedzialność. O tym nigdy nie zapominajmy. Decydując się na życie zgodnie ze sobą przyjmujemy na siebie nie tylko odważne decyzje, ale i konsekwencje złych wyborów. 
Lecz któregoś dnia, po całej fali krytyki, krzywych uśmiechów, szyderczych spojrzeń głośno krzyczących "A nie mówiłam/em", biorąc na siebie całą odpowiedzialność za własne życie i decyzje, te krzyki umilkną, głupi uśmiech zniknie z czyjejś twarzy i pojawi się zazdrość. Zazdrość za odwagę, sumienie i zgodność ze sobą.

To nasze życie, więc nie pozwólmy nikomu przeżyć go za nas ...

"Jest mnóstwo ludzi na świecie, którzy powiedzą Ci, że nie możesz. A Ty musisz po prostu odwrócić się i powiedzieć:
- No to ku*wa patrz."
Anonim

Jestem prawie 30-letnią blogerką. Matką samotnie wychowującą dwójkę szkrabów. Próbującą na nowo ułożyć sobie życie. Masz z tym jakiś problem? Bo ja nie, już nie :)

Pozdrawiam
PannaEm

środa, 11 czerwca 2014

Dziwny jest ten świat

Jak to w piosence Czesława Niemena "Dziwny jest ten świat"... Ojj dziwny... 
Jak rzadko kiedy, w ostatnim czasie, brakuje mi słów na opisanie wszystkiego co mnie otacza. Odczuć, emocji, sytuacji. Po prostu jedna, wielka burza myślowa. Od skrajności w skrajność. Od miłości do nienawiści, kłamstwa do prawdy, jawy do snu.

I utknęłam, gdzieś pomiędzy, gdzieś po środku, Gdzieś tam, w miejscu, w którym nie ma odpowiedzi, a pytań brak. A może jest ich zbyt wiele? 
Rysują się nowe sprawy, choć stare jeszcze nie zamknięte. Życie po raz kolejny stawia mnie przed wyborami, krokami i radykalnymi zmianami. Kolejny raz stoję przed dylematem jak powinno wyglądać moje życie, czego tak naprawdę chcę i co jest możliwe do zrealizowania. Miotam się pomiędzy samokontrolą, zdrowym rozsądkiem, spontanicznością i ryzykiem. Pomiędzy przeszłością, teraźniejszością, a przyszłością. 

I nic nie jest proste. Wydawać by się mogło, że człowiek po pewnych przeżyciach, doświadczeniach powinien już wiedzieć czego chce. Powinien umieć rozgraniczyć sytuacje, których nie chce powielić, od tych, które mogą przynieść coś lepszego. I co? I ni uja ;] Tak się nie da. Wciąż nie da się przewidzieć złych czy dobrych decyzji, jak i konsekwencji ich. I czy tak ma wyglądać życie? Lawirowanie pomiędzy pytaniami i odpowiedziami bez pewności co będzie słuszne. Jedna, wielka niewiadoma? Bosko ;]

Powoli odchodzą w dal sprawy, które kiedyś miały ogromne znaczenie. Ludzie, którzy (wydawało się) są najbliżsi. Uczucia, o które walczyło się do ostatniego tchu. I to wszystko znika, ulatnia się, robiąc miejsce na coś nowego. Może lepszego, może bardziej pewnego, stabilnego. Czegoś innego... Ale czy tak łatwo jest dać odejść sprawom, sytuacjom, odczuciom czy ludziom, którzy tak ważne miejsce zajęli w naszym życiu? Nie, nie jest łatwe. Kurczowo próbuje się zatrzymać chociaż resztki tego co było. Tylko po co?

By żyć namiastką? Wspomnieniami i niespełnionymi marzeniami? By każdego dnia, wciąż, na nowo wstawać z nadzieją, że coś wróci? By kładąc się wieczorem spać, po raz kolejny umierać od ulatniającej się nadziei? Czy to jest życie?

A może to los stawia przed nami nowe możliwości, stare skrzętnie usuwa w cień. Może to los bierze nasze życie w swoje ręce, podejmuje za nas decyzje, których my sami nie jesteśmy w stanie podjąć. Z powodu sentymentu? Kurczowego trzymania się tego co znane i pewne (choć rani)? Strachu przed zmianami? Czymś nowym i zarazem burzącym nasz stereotyp o podłym życiu?

Trzeba byłoby przyznać się, że to o co się walczyło nie było tym o co warto było walczyć. Trzeba byłoby przyznać się, że szczęście jednak istnieje, że życie nie jest takie złe i przestać się umartwiać. Trzeba byłoby odrzucić swoją zbroję i obronną postawę i nauczyć się żyć inaczej. Bez wydzierania najmniejszych drobnostek, bez walki o każdy oddech. Po prostu ze spokojem przyjąć co niesie życie. Otworzyć znów na ludzi, odczucia.
Otworzyć na nowo swoje serce, które kiedyś się zamknęło i wyrzuciło klucz...

Dziwny świecie czy to możliwe?...

"Pewien indiański chłopiec zapytał kiedyś dziadka:
- Co sądzisz o sytuacji na świecie?
Dziadek odpowiedział:
- Czuję się tak, jakby w moim sercu toczyły walkę dwa wilki. Jeden jest pełen złości i nienawiści. Drugiego przepełnia miłość, przebaczenie i pokój.
- Który zwycięży? - chciał wiedzieć chłopiec.
- Ten, którego karmię - odrzekł na to dziadek."
Anonim

Pozdrawiam
PannaEm 

  

czwartek, 5 czerwca 2014

Życie

Tadaaam :) I oto znów pojawiam się na blogu. Jeszcze nie do końca w pełni sił i zdrowiusieńka, ale jestem już na finiszu. Po tej złośliwej anginie przypelętało się jeszcze dodatkowo jakieś pieroństwo, które spać mi nie dawało. Zespół bolesnego karku o.O Co to kurdę niby ma być? 2 noce wycięte z życiorysu i przejażdżka na środkach przeciwbólowych. Człowiek nawet nie wie jakie dziadostwo może się do niego przyczepić. Ale na szczęście diagnoza trafna, leki działają, jest ok :) Mogę w końcu zebrać myśli do kupy :P

O czym dziś na blogu? Tematyka dość ogólna: "Życie", lecz chcąc go ujednolicić pewnie nie udałoby mi się zmieścić w jednym zdaniu heh. Lecz do czego zmierzam (bo znając mnie znów rozpiszę się, dam ponieść myślom i odbiegnę od tematu :P).

Obserwuję, dużo ostatnio obserwuję. Ludzi, sytuacje ich, sposób podejścia do życia, do problemów, do przyszłości. I niestety wnioski nie są za ciekawe. Owszem, są osoby, które mogłabym postawić sobie za wzór do naśladowania. To jak radzą sobie z przeciwnościami, problemami, natłokiem spraw. To jak uparcie, mimo wszystko zmierzają do celu. Układają plan i małymi kroczkami go realizują. Ale jest ich garstka. Ja skupię się na tej drugiej grupie. 
Grupie osób, które kompletnie nie radzą sobie (moim zdaniem) z tym co niesie im życie. Ideałem nie jestem, osądów też żadnych nie chcę wyciągać. Ot co, moja obserwacja, bez podawania imion, nazwisk. Więc co takiego widzę?

Widzę wegetację. Widzę ucieczkę od odpowiedzialności. Widzę wygodę i kombinacje. Widzę poszukiwanie najprostszego sposobu na życie bez większych ambicji. Tak po prostu, przeżyć łatwym kosztem swoje życie. A przyszłość? To mnie właśnie przeraża. Zero myślenia o przyszłości. Zero wyobraźni. Brak jakichkolwiek prób odbicia się od tego wzorca, skrzywionego wzorca, który postawiło się samemu sobie. A co najgorsze, zero myślenia o innych, nawet i bliskich osobach. Hierarchią w tym wszystkim, podstawowymi budulcami jej są: kłamstwo, wykorzystywanie innych dla własnej wygody i "piękna" gra aktorska. Mottem przewodnim jest "Jak zrobić tak, by się nie narobić".

To tak w skrócie, wielkim skrócie, bo esej na ten temat mogłabym napisać heh. I stwierdzam, że to przerażające. To żałosne i płytkie. I niestety coraz więcej ludzi obiera sobie taki cel życia, takie hasło, którym się kieruje. Po trupach do celu. Ważne, by to im było wygodnie i dobrze. A Ci, których ranią po drodze? Drodze niszczącej i depczącej podstawowe normy, reguły i prawdziwy sens życia? Szczerość, wzajemna pomoc, odpowiedzialność, dorosłość i dojrzałość. Nic nie jest ważne. Nic z tych wartości się nie liczy. 

Kolejnym przerażającym faktem jest to, że tacy ludzie albo nie zdają sobie sprawy z tego co robią (mniejsza ilość, bo człowiek myślący prędzej czy później zauważy krzywdę jaką wyrządza) albo robią to świadomie i perfidnie. Bez mrugnięcia okiem wyciągają łapska, żeby zagarnąć pod siebie jak najwięcej. Bez skrupułów, bez wyrzutów sumienia. Ot tak po prostu, bo im się należy. 

Więc mówię "HOLA HOLA, jakie należy?!". Jakim prawem traktuje się w ten sposób innych ludzi. Jakim prawem wykorzystuje się ich do własnych, płytkich celów. Wychodzę z założenia, że tego typu ludzie, jeśli obrali sobie taką drogę, ok, ich wybór. Ale proszę z dala od społeczeństwa. Z dala od ludzi, którzy wyznają jakieś prawdziwe zasady i wartości. 

I niestety na koniec ostre słowa z mojej strony (nie jestem w stanie inaczej tego nazwać i ująć), tacy ludzie nie są dla mnie pełnoprawnymi ludźmi. Bo żeby zasłużyć na miano człowieka, prawdziwego człowieka chyba trzeba się trochę postarać. Nie wystarczy być...

Dzisiejszy wpis przyjął dość dziwną formę. Myślę też, że jeszcze nie wszystko zostało przeze mnie powiedziane w tym temacie. Lecz chyba będę dozować te wszystkie myśli, które mną targają heh. Na raz mogłoby to być nie do przełknięcia...

Miłego dnia moi drodzy czytelnicy. 
Pozdrawiam
PannaEm