Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

sobota, 13 kwietnia 2019

Marzyłam o księciu z bajki, pojawił się... oszust

Normalnie nie wierzę. Wchodzę na bloga z myślą o dodaniu kolejnego wpisu (stwierdziłam, że chociaż 1 w miesiącu by się przydał) i co się okazuje? Że zapomniałam dodać poprzedni :O Ba, nawet go nie dokończyłam. Wylądował w wersjach roboczych. 
Zdecydowanie kiepsko ostatnio z moją organizacją czasu i samodyscypliną.
Ale cóż. Postaram się poprawić. 

Dzisiejszy wpis postanowiłam poświęcić tematowi, który ostatnio mignął mi na facebooku. Zapewne zwróciłby moją uwagę również w tv, lecz rzadko oglądam. I nie moi drodzy, nie jest to temat strajku nauczycieli, o którym aż huczy ze wszystkich stron. W tym temacie wypowiedziałam się tylko raz, gdzieś w sieci i na tym zakończę. Szkoda energii na to.

Tak więc odcinając się od tego wszech obecnego tematu strajku, poruszę inny, równie ważny. Temat, o którym kiedyś słyszałam, a niedawno sama doświadczyłam na własnej skórze. Co ciekawe, dosłownie dzień lub dwa później na facebooku okazało się, że pojawił się również w jednym z programów tv. 

Może najpierw opiszę moją "przygodę"...
Otóż od pewnego czasu zaczęłam bardziej udzielać się na Instagramie. Nie ukrywam, jest to super miejsce, by dzielić się tym czym się zajmuję. Idealne miejsce, by wrzucać zdjęcia swoich małych dzieł na kubeczkach. Jak wiadomo, takie portale, poza możliwością zbierania obserwatorów i dzielenia się np. swoją pracą, narażają również na nieprzyjemne sytuacje. Choć z początku niepozorne. 
Było to bodajże przed świętami. Nie ukrywam, do tej pory Instagram był dla mnie dość odległym tematem. Czasem wrzuciłam jakieś zdjęcie, ale nie udzielałam się tam zbytnio. Co za tym idzie, nie orientowałam się dokładnie jakimi rządzi się prawami. Dlatego też, gdy przed świętami zeszłego roku, zaczepił mnie jakiś zagraniczny profil, po prostu zaczęła się zwykła korespondencja. Pomyślałam sobie "spoko, czemu nie". Podszkolę się akurat w swoim łamanym angielskim. Wiele osób zapewne wyśmieje mnie za to, że wtedy nie orientowałam się w ilości fikcyjnych profili. Ludzi, którzy udają innych czy podszywają się pod nich. Nie orientowałam się również jak to rozpoznać. W każdym bądź razie, nie do końca mnie to interesowało. Do tej wymiany wiadomości podchodziłam luźno. Ot tak, po prostu. Nawet w momencie, gdy z ciekawości zaczęłam dociekać kim jest osoba po drugiej stronie ekranu. Muzyk, piosenkarz, okazało się, że znany. Pierwsze co pomyślałam "to na pewno nie on", ale nie miało to większego znaczenia dla mnie. Mój angielski się szlifował. 
Jakoś początkiem tego roku kontakt się urwał. Cóż, trudno. Nie pierwszy, nie ostatni raz. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po czasie zaczęłam być obserwowana i zaczepiana prywatnymi wiadomościami z różnych profili. Różnych profili, lecz sugerującymi tą samą osobę. Wspomnianego wcześniej muzyka. Tak więc jeden profil, zaczepka "hello", nie odpisałam, ok. Drugi profil, "hello", znów brak odzewu z mojej strony. Nie pamiętam za którym razem odpisałam w końcu. Czwartym, piątym? Mniejsza z tym. Wygrała chyba ciekawość, a może oderwanie się od codzienności. No i to szlifowanie angielskiego :D Tak więc na nowo zaczęła się wymiana wiadomości, przejście na jakiś komunikator. Oczywiście z zachowaniem ostrożności. Kto mnie zna, wie, że do ufnych osób nie należę. I mimo, że zdarza mi się bujać w obłokach, ostrożność wobec ludzi jednak wygrywa.
Pamiętam, że na pierwszą "rozmowę" poświęciłam sporo czasu, kilka godzin w sumie. Miło się pisało, po prostu. Tak się złożyło, że następnego dnia wstałam w podłym humorze. A jak wiadomo, mój podły humor często równa się, większa szczerość :P Zostawiłam mojemu nowemu znajomemu wiadomość, iż wiem doskonale, że nie jest tą osobą, za którą się podaje. 
Choć fajnie czasem oderwać się od codzienności i pomarzyć sobie trochę, jednak przychodzi czas, że trzeba zejść na ziemię. Muzyk grający koncerty na całym świecie zaczepia zwykłą dziewczynę na Instagramie? No akurat. W różne bajki w swoim życiu wierzyłam, ale są pewne granice.
Ku mojemu zdziwieniu, mój nowy znajomy nie zamierzał jednak się poddać i zakończyć wymiany wiadomości. Zaczął się tłumaczyć, argumentować dlaczego właśnie mnie wybrał. Normalnie bajka można by pomyśleć. Czyżbym się pomyliła co do niego? Mignęło coś takiego przez głowę. Ale nieufną osobę do ludzi, nie tak łatwo jest zbić z tropu. Zwłaszcza, że dość szybko zaczął wyznawać miłość ;) Co jak co, ale nie uwierzę nawet w to, że ludzie innych narodowości mogą być bardziej bezpośredni czy otwarci w takich sprawach. Nie wyznaje się miłości drugiej osobie po 2 dniach pisania. No, ale... 
Moja ciekawość to moja zmora :P Poddałam się temu pisaniu. Stwierdziłam "pobujam jeszcze trochę w obłokach". I proszę bardzo, kolejne zdziwienie. Propozycja rozmowy poprzez wideo. I tu faktycznie, muszę przyznać, dałam się trochę zbić z tropu. Kto podszywający się pod kogoś, proponuje rozmowę na żywo przed kamerą? Pamiętam, że długo rozkminiałam jak ugryźć ten temat. Unikałam, wykręcałam się, by mieć czas poukładać to w głowie. Wygrała jak zwykle ciekawość :P I uwaga. Połączenie, kamerka się włącza. I jest, on ! Wow. To on. Znany muzyk. W tle szumy, nie słychać co mówi. Po chwili przekręca kamerę, witają się jego znajomi... i video się urywa. Zniecierpliwiony pyta czemu on mnie nie widział. No co to to nie, aż tak głupia nie jestem, by swoją kamerkę włączyć. Kolejny wykręt z mojej strony, że coś się podziało, że nie wiem co, idiotkę strugam. I prawie jak Rutkowski, telefon pali się w ręce, ale szukam. Szukam na oficjalnym profilu punktu zaczepienia. Szukam, szukam... Znalazłam! Moje oczy jak spodki. Wklejone video z oficjalnego profilu, jako połączenie. Jakim cudem?! Nie mam bladego pojęcia i nawet teraz nie chcę dociekać. Moja lampka ostrzegawcza przeszła już wszystkie możliwe odcienie czerwieni. Nie wspominając o frustracji. Bo co jak co, zdjęcie wysłane jeszcze zdzierżyłam, ale takie video to już niezłe przekręty. No cóż, ciekawość ciekawość, ciekawość. W tym momencie to już naprawdę byłam cholernie ciekawa jaki jest powód włożenia takiego trudu w przygotowanie takiej bajeczki. Niewiele musiałam czekać. Od słowa do słowa (pisanego oczywiście), jest! Moja ciekawość została zaspokojona w 100%. Szczerze mówiąc, patrząc z perspektywy czasu, wolałabym, by kontakt się urwał. Wolałabym nie wiedzieć jaki był powód "wybrania" mnie spośród milionów. Wolałabym pozostać w sferze niespełnionych, urojonych marzeń, niż zderzyć się z taką rzeczywistością. Pieniądze. No tak. Jak nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze. Chory na raka menedżer, potrzebne pieniądze, liczy na moją pomoc. Ojj boszzz. Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałam. Ale ja jak to ja, prawie jak Sherlock Holmes próbuję wyciągnąć jakieś informacje, dane, e-mail, cokolwiek. Przecież to próba oszustwa, wyłudzenia pieniędzy! Niestety nic to nie dało. Takich spraw są tysiące. Pozostało jedynie zostawić wiadomość na koniec, zablokować i wysłać maila na oficjalną stronę biedaka, pod którego podszywają się tacy ludzie. Dodam jeszcze, że nie dając za wygraną, próbował "kupić" mnie przerobionym zdjęciem wysłanym na Instagramie, ale skończyło się również blokiem i zgłoszeniem profilu do administracji Instagrama. I tak właśnie skończył się mój instagramowy, 5-dniowy "romans" ze znanym muzykiem :D

Może zbytnio z humorem opisałam to moje doświadczenie, biorąc pod uwagę, że udaje się takim osobom oszukać innych. I nie jest to powód do śmiechu. Przedstawiłam to w taki sposób, ponieważ z mojego punktu widzenia, był komiczny. Sytuacje, w których kobiety dają się oszukać nie trwają, tak jak u mnie, 5 dni, lecz znacznie dłużej. Mi się chyba trafił dość niecierpliwy oszust i to go zgubiło. Piszę o tym, by poruszyć ten ważny temat. W dobie internetu, często korespondencji z ludźmi, których w ogóle nie znamy, nie zdajemy sobie sprawy z niebezpieczeństw jakie na nas czyhają. Po tej sytuacji zaczęłam śledzić sytuacje innych kobiet, jak i komentarze ludzi. I powiem szczerze, przerażające jest jak okrutni potrafią być ludzie w swoich osądach. 
Zgodzę się, wysyłanie pieniędzy nieznajomemu jest naiwne. Zgodzę się, marzenie o przyszłości z człowiekiem, którego się nie widziało jest nieodpowiedzialne. Zgodzę się, wierzenie w słowa osoby, która zna się tylko poprzez ekran komputera, tableta czy telefonu jest słabe. Ale...

Moja sytuacja pokazała mi, że pomimo zdrowego rozsądku, łatwo jest zbić z tropu. Sytuacja ta pokazała mi, że łatwo jest poddać się czułym słówkom i zacząć marzyć. Marzyć o innym, lepszym życiu, u boku jakiegoś wspaniałego mężczyzny. Być tą wyjątkową, wyłowioną spośród milionów. Tą wybraną. 

Ja nie dałam się oszukać. Myślę, że z kilku powodów. Mam dzieci, a to jednak jest mocny hamulec i poczucie odpowiedzialności za nie. Jestem sama od dłuższego czasu, lecz nie uważam się za osobę zdesperowaną w mojej samotności. I po prostu, nie mam kasy heh. Sama jestem na etapie, w którym potrzebuję pomocy finansowej.I nawet jeśli chciałabym pomóc, nie mam takiej możliwości. A największym powodem, że nie dałam się oszukać jest to, że po prostu nie ufam ludziom. I to pozwoliło mi wyjść z tej sytuacji obronna ręką. Poza tym, jak wspomniałam wyżej, ów oszust dość szybko przeszedł do sedna sprawy, co jednak pozwoliło mi na zachowanie zdrowego rozsądku. Ale...

Są kobiety, które nie mają takich powodów jak ja. Są kobiety doświadczone życiowo, które po prostu tęsknią. Za miłością, uczuciami, innym życiem. Są kobiety zranione, które mimo wszystko marzą o księciu na białym koniu. Lub po prostu amerykańskim żołnierzu, inżynierze ze skrzynią złota, lekarzem z wielką firmą czy zagranicznym piosenkarzu. Marzą, by ktoś interesował się czy jadły coś, jak minęła noc czy tym co aktualnie robi. Chcą usłyszeć lub przeczytać, że są piękne, wyjątkowe i wspaniałe. Chcą wierzyć, że pojawi się ktoś, kto wyrwie je z matni, w której tkwią. I brakuje mi słowa jak to określić. Każda z nas zasługuje na swojego własnego księcia, który wybawi z opresji, a nie na oszusta. 
Dlatego tak irytują mnie komentarze "przelała kasę, dała się nabrać, ma za swoje". Do cholery, ludzie! Czy wam nie zdarzyło się popełnić błędu? Czy dla takiej kobiety nie jest wystarczającą karą wstyd jaki czuje? Żal i frustracje, że dała się tak oszukać? Jeszcze trzeba taka osobę dobić? Bo co? Bo każda z osób tak komentujących jest tak pewna siebie, że nie dałaby się oszukać? Niczego w życiu nie możemy być pewni. Nie możemy być pewni tego, że kiedyś nie będziemy w takim momencie życia, w którym nasza czujność zostanie uśpiona. W momencie, w którym pragnienia wezmą górę nad rozsądkiem. W momencie kiedy brak szczęścia i poczucie samotności jest tak ogromne, że popycha w złą decyzję. Tego nie możemy być nigdy pewni. Ale możemy być ludźmi. Ludźmi dla innych ludzi...



"Światu potrzeba więcej wrażliwych serc i mniej zimnej stali"
Stefan Wyszyński

Pozdrawiam
Panna EM