Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

Ostatnie wspomnienie

Stała w parku w zimową noc. Nie było widać gwiazd, zachmurzone niebo. Lecz nie ujmowało to uroku tego miejsca. Usiadła na ławce i popatrzyła w górę. Zamyśliła się. Ten sam park, w którym rok, 4 m-ce i 28 dni temu Jego oczy i uśmiech wkradły się do jej życia, jej serca, odwróciły do góry nogami wszystko. Siedziała teraz jak w kinie. Obrazy raz po raz przebiegały przed nią. Oglądała je z nostalgią. Chwilami pojawiała się namiastka uśmiechu. Było wiele pięknych chwil, lecz... I w tym momencie pojawił się smutek na jej twarzy. Przerwała seans. Powróciła do rzeczywistości. W głowie znów pojawiły się fakty, informacje, które zebrała. Wspomnienia teraz przybrały inny obraz. Obraz kłamstw i złudnych obietnic. 
Sięgnęła pamięcią do tamtego wieczoru, gdy widziała Go po raz ostatni. Znów próbował ją oczarować tymi swoimi niebieskimi oczami, łobuzerskim uśmiechem i żartami. Drażniło ją to. Drażniło cholernie. Chciała zamknąć ten rozdział życia z Jego udziałem. Chciała się uwolnić od Niego, od uczuć, emocji, które wzbudzał. A On? Świadomie bądź nieświadomie utrudniał jej to na wszelkie możliwe sposoby. Kolejna gra z Jego strony? Nie wiedziała. Pogubiła się już w tym co jest prawdą, a co nie. Co jest szczere, a co pięknie wyreżyserowane przez Niego. Dużo mówiła, gestykulowała (zawsze tak robiła, gdy była mocno zdenerwowana). Jak najszybciej chciała przekazać wszystko co zaplanowała, jak najszybciej chciała zakończyć to spotkanie. Powiedzieć, ustalić i odejść. Śmiał się, żartował, "nie denerwuj się tak" - mówił. Czarował, patrzył, uśmiechał się. Nie wiedział jak wiele kosztuje ją ta rozmowa. A może właśnie wiedział... Gdy zaczęła krzyczeć był zaskoczony. "Pierwszy raz widzę Cię taką złą" - powiedział i z zaciekawieniem uśmiechnął się.  Była zła, cholernie zła na Niego, że nie pozwala jej zakończyć tego na spokojnie. A jak miała być spokojna wiedząc o Niej. Jak miała zachować spokój, gdy On znów używał tych swoich czarów na nią, a ona wiedziała... Wiedziała już o Jego wszystkich kłamstwach, grach. Wiedziała już, że gdy ona wciąż miała nadzieję, On po prostu się bawił. Bawił się nią, jej uczuciami. Spotykał, całował, a później wracał do innej. Co raz to większa złość ją ogarniała, lecz nie chciała przyznać się, że wie. Nie chciała kolejnej kłótni, kolejnych kłamstw. Nie chciała znów dać Mu się omamić. Nie chciała, by zasiał kolejne wątpliwości w jej głowie, by podważał fakty, które poznała. Tak więc wciąż mówiła drżącym głosem, wymachując rękami, w myślach zastanawiając się czy znów wykona jakiś gest, czekając na niego. Wykonał ... Drażnił się, a po chwili zachowywali się jak dwójka małych dzieci łaskotając się i szczypiąc, z tymi "ognikami" w oczach. "Niedorosły gówniarz" - pomyślała. Ale właśnie to kiedyś pociągnęło ją w Jego kierunku i wciąż to trzymało. Wiedział o tym. Zawsze wiedział, jak na nią działał. I teraz też ... dlatego zaczął się przysuwać. Wciąż paplała patrząc przed siebie, próbując nie reagować na Jego gesty. A On wciąż przybliżał się, bardziej i bardziej. Jego twarz była teraz przy jej twarzy. Popatrzyła wtedy na Niego, a On... pocałował ją. Nie potrafiła Go odsunąć. Na początku nie odwzajemniła pocałunku, wciąż mając w głowie te cholerne fakty. Przytrzymał ją i zaczął mocniej całować. Tym razem poddała się już, myśli na moment odleciały. Poddała się tym pocałunkom, by po chwili odepchnąć Go. Spuściła głowę, twarz ukryła w dłoniach i we włosach. "Co się stało?" - zapytał. Nie odpowiedziała. "Popatrz na mnie" - powiedział i podniósł jej głowę. Chyba nie chciał zobaczyć tego widoku. Nie spodziewał się widoku łez w jej oczach, smutku na twarzy. "Odwiozę Cię do domu" - tyle był w stanie powiedzieć. Przez ułamek sekundy patrzyła przed siebie i nagle złapała za klamkę. Próbował zatrzymać ją siłą. Wyrwała się i wysiadła z samochodu. Oparła się o niego i próbowała złapać oddech, uspokoić się. Wysiadł za nią, podszedł. Był zaskoczony, zbity z tropu. Zwykle na takich spotkaniach poddawała się Jego grze. Dawała się oczarować, "skusić". Ale nie tym razem. Tym razem było inaczej. Tym razem stała przed Nim, ze łzami w oczach, trzęsąca się. "Wsiądź do auta, bo zimno, odwiozę Cię do domu" - powiedział spokojnie. Nie było jej zimno. Bała się znów wsiąść do samochodu. Bała się siebie. Bała się, że kolejny raz nie będzie miała na tyle siły, by Go odepchnąć. Popatrzyła na Niego i wsiadła. Zapaliła papierosa i zamyśliła się. "Jesteś zła na mnie?" - zapytał. W tym momencie wszystko z niej opadło, pozostało zrezygnowanie. "Nie jestem zła na Ciebie" - odpowiedziała. Chwila ciszy. "Obiecałaś sobie coś, prawda?" - domyślił się. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Szczerze czy skłamać. "Tak, obiecałam. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego ile mnie to wszystko kosztuje" - postawiła jednak na szczerość. "Odwieźć Cię do domu czy uczcimy jakoś to nasze spotkanie?" - zapytał i znów łobuzerskim wzrokiem popatrzył na nią. "Chcę jechać do domu" - odpowiedziała łamiącym się głosem. "Na pewno?" - dopytywał. "Tak" - starała się, by zabrzmiało to przekonująco. "Jesteś tego pewna?" - wciąż pytał. "Tak" - odpowiedziała z wahaniem. Od razu je wyczuł w tym jednym ostatnim TAK... 

Otrząsnęła się z myśli o tym spotkaniu. Nie chciała dłużej wspominać wydarzeń z tamtego wieczoru. Znów popatrzyła w niebo. Myśli wciąż wracały. Tak, wtedy widziała Go po raz ostatni. Wtedy po raz ostatni ją pocałował i wtedy ... pierwszy raz nie poczuła nic. Żadnych "motylków w brzuchu", podekscytowania, tego czegoś co emocjonalnie i uczuciowo ciągnęło ją do Niego. Może tylko fizyczność, ale już nic poza tym. Nie było już tego co kiedyś. Tego czegoś niewytłumaczalnego, tego czegoś wyjątkowego. Zbyt dużo złego wydarzyło się między nimi. Zbyt dużo kłamstw z Jego strony, nieszczerości i kombinacji. Zbyt dużo egoizmu i materializmu. To już nie był ten, którego pokochała. A łzy, które wtedy pojawiły się w jej oczach, nie były tęsknotą za Nim, nie były już smutkiem, że należy do innej. Były łzami żalu. Żalu, że odchodziło już to, o co walczyła i walczyć chciała. Odchodziło to uczucie, które pomimo wszystko w sobie pielęgnowała. W które chciała wierzyć, że jest zdolne przetrwać wszelkie przeciwności losu. I w końcu pozwoliła mu odchodzić. Po prostu przestawała Go kochać, a miejsce tej miłości w jej sercu powoli zastępowała pustka...

Popatrzyła smutnym wzrokiem w to miejsce, gdzie pierwszy raz się spotkali, rozmawiali. Gdzie z maleńkiego ziarenka zasianego w jej sercu zaczęło coś kiełkować. "Tu wszystko się zaczęło" - powiedziała do siebie. Wstała z ławki, na której w myślach napisała ostatnie zdania tej historii i odeszła. Wychodząc z parku ostatni raz obejrzała się za siebie. "I tu wszystko się zakończy" - dodała na koniec i ruszyła w kierunku domu...



PannaEm

2 komentarze:

  1. walcz o swoja milosc jesli naprawde kochasz i sie nieopieraj tej milosci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O miłość można walczyć, gdy jest choć iskierka nadziei, że będzie ona odwzajemniona. Czasem pomimo wielkich uczuć, nie jesteśmy w stanie wygrać, ponieważ druga osoba zaczęła już nowe życie. Do tanga trzeba dwojga... Pozdrawiam

      Usuń