Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

wtorek, 23 sierpnia 2016

Początek

Ostatnio pisałam o przerwie na blogu, ze względu na coś co staram się powoli realizować. Jest to trudniejsze niż myślałam heh. Pisanie na blogu to pikuś w porównaniu z tym, na czym teraz się skupiam.
Długo zastanawiałam się czy opublikować tutaj to, co udało mi się już napisać. Miałam mieszane myśli czy dzielić się czymś, co jest dopiero w zalążku. 
Po długich namysłach stwierdziłam, że chciałabym znać Waszą opinię. Czy to co piszę może mieć swój finał w postaci Waszych chęci poznania ciągu dalszego. Czy to co zaczęłam może być tym, z czym przysiądziecie wieczorem. I z ciekawością będziecie chcieli poznać dalsze losy bohaterki mojej książki...
Dlatego przedstawiam Wam wstęp i początek projektu, który realizuję :)

"Mam na imię Klara. Mam 36 lat…
Słucham właśnie jakiejś smętnej piosenki, która w moim mniemaniu odmienia moje życie. Znowu... Z każdym brzmieniem, każdą nutą, każdym słowem. I mimo że leci po angielsku, nie mając kompletnie słownego związku ze mną, rozpływam się w jej dźwiękach…Tak. Kolejny raz jestem sentymentalną wariatką w środku nocy… wsłuchującą się...
W głos, którego zazdroszczę, nuty, których nie potrafiłabym sama napisać, klimat, którego nie potrafiłabym stworzyć… Zazdroszczę…

Zazdroszczę chyba zbyt wielu rzeczy. Szczerych uśmiechów na ulicy, beztroskich spojrzeń, rutyny, która nie zabija. Zazdroszczę miłości, spokoju, poczucia bezpieczeństwa. Planów na przyszłość i ich realizacji, umiejętnego dokonywania wyborów, trafnych decyzji. Zazdroszczę i…

Marzę…
Mając 36 lat, każdego dnia budząc się rano, marzę… Mimo tych wszystkich sytuacji, lat, wciąż to robię. Nadal wierzę, że gdzieś tam, kiedyś czeka ktoś. Coś co odmieni moje życie. Tak jak ta smętna piosenka każdego wieczoru… Wieczoru pełnego myśli i analiz. Pełnego zwątpień, nadziei i wiary. Wiary, że poranek w końcu przyniesie coś innego…
. . .

Tej nocy również położyłam się z takimi myślami. Takimi jak co wieczór, jak przez ostatnie kilka lat… Lecz tym razem bez nadziei, bez wiary w zmianę. Tym razem wiedziałam, że nic już nie będzie takie jak dotychczas. Wiedziałam, że wszystko się zmieni. Miałam rację. Tej nocy umarłam...
_____________________________________________________________________________


Rozdział I:

Chłodny, zimowy wieczór. Prószył delikatny śnieg, a w powietrzu roznosiła się atmosfera zbliżających świąt. Jak co roku, ruch na ulicach. Jak to 23 grudnia, święta tuż tuż. Ludzie spieszący się na ostatnie zakupy, niektórzy chcący załatwić swoje ostatnie sprawy lub wracający do domu z delegacji. Jedni przemykając szybko w swoich ciepłych samochodach z włączoną klimatyzacją, inni otulając się szalikiem szybkim krokiem przemierzali chodniki. 
Para zakochanych nie zważała na lekki mróz. Spacerując powoli rozmawiali. Blondynka o długich włosach i różowych policzkach gestykulując próbowała coś wytłumaczyć swojemu chłopakowi, on słuchał z uwagą. Po chwili odpowiedział coś. Zapał dziewczyny opadł, mina nabrała dziwnego wyrazu. Czyżby gafa? Szybkim gestem uszczypnął dziewczynę, szepnął coś do ucha, poprawił jej czapkę, a za chwilę oboje się śmiali. Gdy tak szli chodnikiem, przytuleni, otulała ich aura radości. Ciągnęła się za nimi niczym cień i wzbudzała uśmiech mijających przechodniów. Tak jakby każdy znajdujący się w jej zasięgu musiał się uśmiechnąć.
Lecz mimo bijącej atmosfery od zakochanych czy zbliżających się świąt wieczór nie dla wszystkich był taki radosny… Dla niektórych okazał się innym niż co roku. Tego wieczoru ktoś nie dotarł do domu na święta, by cieszyć się i świętować z rodziną. Tego dnia zdarzyło się coś, co wydaje się Nam, że zdarza się tylko w filmach, wiadomościach czy opowieściach innych ludzi. W tym momencie zmieniło się życie wielu osób, choć jeszcze nie zdawali sobie z tego sprawy…

. . .

Obudziła się i rozglądnęła wokół. Wszystko było jakieś znane. Aparatura przy łóżku, białe ściany, pusta sala. Światło migające nad łóżkiem. Wszystko takie same jak… Jak wtedy? Przymknęła na chwilę oczy. Wspomnienia zaczęły powracać jakby to było wczoraj. Z każdą chwilą coraz to wyraźniejsze. Klatka po klatce układały się w całość. Wypadek, telefon, szpital. „Nie żyje”. Na nowo pojawiło się wspomnienie tego pamiętnego przedświątecznego wieczoru… Poczuła się jak wtedy, gdy dowiedziała się o śmierci bliskiej osoby i musiała jechać do szpitala zindetyfikować ciało. Tamtego wieczoru, ponad 20 lat temu widziała to samo co dziś. Pusta sala, migające światło, szpitalne łóżko. Niepewność, ogromny strach i przepełniające odczucie złego…

Z tą różnicą, że tym razem to ona leżała na tym szpitalnym łóżku. Tym razem aparatura raz po raz wydawała rytmiczny dźwięk świadczący o tym, że życie nie opuściło tej sali.
Zacisnęła mocniej powieki, by odegnać tamto wspomnienie. Znów otworzyła oczy. Przyzwyczajając się powoli do światła wokół, co raz wyraźniej zaczęła dostrzegać otoczenie. Sala nie była biała, lecz zielona. Miganie nad łóżkiem ustało, a aparatura przestała być tak drażniąca. Rozglądając się powoli po sali zauważyła, że nie jest w niej sama. Obok, ktoś…? Ciężko było dostrzec czy to kobieta czy mężczyzna. Opatrunki zakrywały większą część twarzy, ramiona, klatkę piersiowa i brzuch. Nieznana obok osoba spała. Rytmicznym, choć świszczącym dźwiękiem dawała znać o każdym swoim oddechu.

Odwróciła uwagę od osoby obok i skupiła ją na sobie. Widok ją przeraził. Ręce w całości zabandażowane i kołdra. Tyle była w stanie dostrzec. Nic więcej. Lecz poza wzrokiem, powoli budziły się inne zmysły. Poczuła ucisk na nogach, klatce piersiowej i twarzy. Próbując się podnieść poczuła przeszywający ból… Znów przymknęła oczy. To dzieje się naprawdę. Cholera, ja tu jestem! To nie sen. Zdała sobie sprawę, że leży gdzieś, z jakiegoś powodu i poza osobą równomiernie oddychającą obok, jest tu sama. Nikt nie może jej powiedzieć co się dzieje, czemu tu się znalazła i co się stało. Poza aparaturą obok i oddechem współlokatora/ki z sali nic innego nie słychać. Poza bólem, który zaczął napływać do jej ciała… nic nie czuć. Przymknęła znów oczy z nadzieją, że jednak to sen. Odczucie, złudzenie, jakieś pieprzone wyobrażenie. Przecież ludzie śnią tak realnie, że nie wiedzą, czy to sen czy jawa. Czemuż ona nie może być jednym z nich? Do cholery, czemu?!

Bo to nie sen… Ból z każdą chwilą zaczął narastać. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Krążącego po całym ciele, że nie wiadomo gdzie się zaczyna. Ogłupiającego, przeraźliwego i odbierającego wszystkie zmysły, reakcje, możliwości. Poza krzykiem… Poza dziwnym dźwiękiem, który wydobył się z jej ust. Krzyk, wołanie, prośba? Nie można tego sprecyzować. Raczej cichy szept, w który włożyło się cały wysiłek. Szept mówiący: „pomocy”, „powiedzcie mi co się dzieje”, „cholera, co ja tu robię”, „boli!”. Szept, który zacisnął się na guziczku wzywającym pielęgniarkę. W jaki sposób? Nie wiedziała. Po chwili usłyszała kroki z oddali, zbliżające się powoli. Ostatkiem sił uchyliła powieki. Przy łóżku stała kobieta w jasno błękitnym stroju. A może to zieleń? Nie była w stanie stwierdzić. Włosy chyba blond, warkocz oparty na ramieniu. Popatrzyła na urządzenie obok, poprawiła kołdrę, wyciągnęła strzykawkę i wstrzyknęła jej zawartość do czegoś wystającego z bandaży na ręce. Ból zaczął ustępować, a ciało po chwili stało się lekkie jak piórko. Odlatywało. A ona? Z dalszą nieświadomością wszystkiego co się dzieje, odpłynęła…"
Cdn.

Jakiekolwiek komentarze, pozytywne czy negatywne, mile widziane :)
Pozdrawiam
PannaEM

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Chwilowa przerwa

Dzisiejszy wpis będzie dość krótki. Raczej informacyjny. 
Otóż z powodu nawału obowiązków, moje pisanie na blogu może być dość mocno ograniczone. Pomijając pracę stałą, jak i dorywczą, dzieci i wszystko co z nimi związane, podjęłam się również realizacji pewnego projektu. Ważnego dla mnie, ale też pochłaniającego sporo czasu. Wolnego czasu, który do tej pory poświęcałam na bloga. 
I niestety musiałam wybrać. 
"Projekt" ten jest dla mnie swego rodzaju postanowieniem, które założyłam sobie już jakiś czas temu. Przyszła pora, by zacząć je realizować. Myślę, że zajmie to minimum kilka miesięcy. 
Tak, chodzi o książkę. Ci, którzy mnie znają, wiedzą jaką ma to dla mnie wartość.
Zdaję sobie sprawę, że mój blog nie jest powszechnie czytany, ale również jest kilka osób, które czasem czekają na nowe wpisy. Dlatego też chcę przeprosić za zmniejszoną aktywność tutaj. 
Myślę, że dla miłośników mojego pisania, projekt, który staram się ogarnąć, będzie rekompensatą nieobecności na blogu. A ja na pewno dołożę wszelkich starań, by nią był. To jedno z marzeń, które odkładałam zbyt długo...

  
Dlatego też liczę na Waszą wyrozumiałość i cierpliwość. 
Jak również proszę o odrobinę dobrych fluidów i trzymania kciuków, bym podołała wyzwaniu, którego się podjęłam. Myślę, że jak uda mi się zrealizować to marzenie, i ja i Wy, będziemy zadowoleni :)

Tak więc PannaEM zaczyna pisać książkę :) 
Wreszcie!!! :)

Pozdrawiam
PannaEM