Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

piątek, 31 października 2014

Próg

Z tego wszystkiego, całego szału nawet nie zwróciłam uwagi, w którym momencie liczba wyświetleń bloga przekroczyła 10 tyś. A jeszcze niedawno z niecierpliwością na to czekałam. Tak to chyba już jest, że jak prowadzi się bloga, jednak zależy, by nie wisiał sobie w próżni, lecz był zauważany. 
Tak więc cieszę się moi drodzy, że udało mi się z moim blogiem przekroczyć tą "magiczną 10tkę" :) Wybaczcie mi tylko dość mały entuzjazm. Ostatnie tygodnie mocno dały mi się we znaki. Tak i fizycznie, jak i psychicznie. Lecz nie zmienia to faktu, że doceniam każdą obecność na blogu :)

W takim razie myślę, że temat dzisiejszego wpisu ładnie współgra i jak najbardziej pasuje do dzisiejszej sytuacji. Ponieważ postawienie sobie kolejno 100, 500, 1000, 5000 czy 10000 odwiedzin bloga i pisanie, by to osiągnąć jest w jakiś sposób celem, a dojście do tego, przekroczeniem jakiegoś rodzaju progu. 

Lecz nie o tym progu dziś miałam pisać... 
Ostatnio pojawił się dość optymistyczny wpis. Cele, plany, zamierzenia i tuż tuż, blisko celu. Pozostawało jedynie przekroczyć tą jedną granicę, jeden próg. Pisałam wtedy, że sama muszę go pokonać. Że sama muszę wykonać ten jeden wielki krok. I że tylko on dzieli mnie od kolejnych, już mniejszych...

I otóż moi drodzy dnia 28 października 2014 roku przekroczyłam ten właśnie próg. Był to jeden z najtrudniejszych, ponieważ dojście do niego zajęło mi dobre 3 lata...

3 lata wahań, rozterek, prób i rezygnacji. Walki o marzenia, by znów zwątpić. Przez te 3 lata nie byłam tak blisko celu, tak blisko jednej, ważnej decyzji i tego jednego kroku. A jaki to krok?

Niektórym może wydawać się to komiczne, mało ważne, bezsensowne, że taki krok, taka decyzja, taki próg, może sprawić człowiekowi aż taki problem, że może być aż takim wyzwaniem. I tak odbiorą to Ci, którym nie brak pewności siebie i wiary w marzenia. Którym z łatwością przychodzi stawianie sobie celów i ich realizacja. 

Niestety nie dla wszystkich jest to proste. Dla mnie nie było....
Ostatnie kilka tygodni, miesięcy było dla mnie wielkim sprawdzianem. Siły, samozaparcia, sprawdzenia swojej wiedzy i możliwości. A jeszcze rok temu nawet nie przeszłoby mi przez głowę, nie przypuszczałabym, że tak to się zakończy, a może dopiero zacznie... Że w ciągu 3-4 m-cy przejdę przez kursy i szkolenia, które nauczą mnie pewności siebie, wiary w swój potencjał, umiejętność pracy w grupie jak i kierowania nią, co zakończy się złożeniem wniosku do Powiatowego Urzędu Pracy o jednorazowe środki finansowe na założenie działalności gospodarczej :)
Tak moi kochani, 3 lata zbierałam się na to, by spełnić swoje marzenie, zawodowe marzenie. By wykonać ten jeden, wielki krok. Krok do zmiany swojego życia. Krok, by móc robić w życiu to co lubię, kocham, czerpać z tego satysfakcję, a dodatkowo zacząć działać w kierunku polepszenia sytuacji swojej i swoich dzieci. 
I może właśnie dlatego ten krok był aż tak trudny... Ponieważ niósł za sobą o wiele więcej. Nie tylko powrót na rynek pracy po długoletniej przerwie, ale szereg zmian, które za tym idą. A kto czyta mojego bloga od początku wie doskonale jak trudne dla mnie są zmiany :P

Nie wiem co czas przyniesie, jaka będzie decyzja, pozytywna czy negatywna. Nie wiem czy uda mi się zrealizować to marzenie jakim jest własna firma. Ale wiem jedno i tego już nikt mi nie odbierze. Pokonałam w sobie długoletnia barierę, przekroczyłam próg i zrobiłam to co zależało ode mnie...
A resztę pokaże życie ...

"Życie jest zmianą. Jeśli przestaniesz się zmieniać, przestaniesz żyć."
Rainer Haak

Pozdrawiam
PannaEm

sobota, 11 października 2014

Marzenia się nie spełniają... Marzenia się spełnia

Dzisiejszy wpis postanowiłam zaakcentować innym kolorem czcionki. Kto wie, może przy nim zostanę heh. To już trzeci kolor odkąd prowadzę bloga i z każdym z nich wiąże się pewien rozpoczęty etap. 

Oczywiście mogę jak poprzednio napisać, że dłuższą chwilę mnie tutaj nie było. Że ciężko było ogarnąć myśli i sklecić z nich coś sensownego. A może po prostu, jak napisałam wyżej, zaczął się jakiś kolejny etap w moim życiu. Etap wdrażania w końcu zmian w życie, a nie tylko mówienia o nich, myślenia czy prób. Może zaczął się etap porzucenia emocjonalnych rozkminek i najzwyklejszego działania heh.

Nie wiem czy dzisiejszy wpis będzie pozytywny czy zbytnio pocukrowany, a może pełen nadziei? Nie wiem, na pewno jakaś odmienność w ostatnim czasie heh. Choć, jak zawsze, wątpliwości i strachu aż nadto. Jest jednak spora różnica. Z czasem jednak człowiek uczy się jak radzić sobie ze stresem, hamulcami czy barierami.
Mowa tu oczywiście o samozaparciu, a nie o założeniu rąk i czekaniu na mannę z nieba. Mowa tu o przetrwaniu trudnych okresów, brania z nich lekcji i mimo wszystko nie zatrzymywaniu się. No może czasem na chwilkę, jak to w którymś ze wpisów... jak na rowerze, dla złapania równowagi ;)

Tak więc skąd dzisiejszy post i taki temat? Bo tak właśnie jest. Bo do tej pory nie byłam jeszcze tak blisko celu. Bo jak dotąd nie byłam tak blisko realizacji jednego ze swoich marzeń...
Przez 3 ostatnie lata wahałam się. Planowałam owszem, ale wszystko pozostawało w tej sferze, sferze planów i zamierzeń. Gdy przychodziło przekroczyć pewien próg, wycofywałam się karmiąc masą wątpliwości. Żyłam nadzieją, że kiedyś uda mi się przekroczyć ten próg i wyzbyć strachu. Żyłam nadzieją, że jakoś wszystko magicznie się ułoży i mi to ułatwi... 
I w sumie, poniekąd to się sprawdziło. Poniekąd udało mi się tego doczekać, ponieważ chyba los tak chciał, bym spotkała ludzi, którzy "przytrzymają mnie" w momencie, gdy będę chciała znów wykonać krok do tyłu. To oni nie pozwolili mi zrezygnować, wrócić do swojego bezpiecznego choć pustego azylu. Azylu pełnego jedynie niespełnionych marzeń i nadziei. I jeden z progów (chyba najtrudniejszych) został przeze mnie przekroczony. Tak to chyba już jest, że jeśli uda się człowiekowi przejść jedną swoją wewnętrzną granicę, kolejne już łatwiej przekroczyć.

I tak stoję w punkcie, w którym pozostał mi do przekroczenia ten ostateczny próg. Próg dzielący mnie od jednego z ważniejszych dla mnie marzeń i celów. Próg, który muszę już sama przekroczyć. I mimo wielu wątpliwości, wielkiego strachu wiem, że muszę to zrobić. Bo nikt nie zawalczy o moje marzenia, tak jak ich nie spełni. Nikt nie wyciągnie za mnie ręki, nikt nie rozwieje wahań w 100%-tach. 

Do tej pory, jak ta Zosia Samosia, unosząc się dumą uważałam, że nie potrzebuję niczyjej pomocy, że sama świetnie dam sobie radę. Zmarnowałam na takie myślenie dobrych kilka lat. Zaczynając coś i nie kończąc, chowając głowę w piasek. Odrzucając pomocną dłoń, wsparcie, budujące słowa. Nie wierząc do końca w siebie... i chyba czekając na cud :P

A tak naprawdę wystarczyło zauważyć i docenić. Tak naprawdę wystarczyło złapać czyjąś dłoń przy tym łapaniu równowagi. Wystarczyło otworzyć się na ludzką pomoc. 

Tak więc z tego miejsca, dziś, postanowiłam podziękować wszystkim osobom, dzięki którym jestem teraz w miejscu, w którym jestem. W miejscu, które w końcu daje mi nadzieję na lepsze jutro, na wiarę w ludzi i pokazuje, że nie jestem sama. 

Dziękuję Grzesiowi i Wojtkowi za wsparcie, czasem opierdziel i za to, że nie pozwalają mi na krok w tył używając w tym wszelakich sposobów :P
Dziękuję Marcie za długoletnią przyjaźń, szczere słowa i ramię do wypłakania. Jak i za to, że pomimo wszystkiego w każdej sytuacji mogę na nią liczyć.
Dziękuję pani Natalii i pani Ani za wiarę w mój potencjał, budowę mojej motywacji, pewności siebie i wiarę, że jestem w stanie coś osiągnąć.
Dziękuję Damianowi, Oli i Krzysztofowi za rozmowy, wiarę we mnie, cierpliwość połączoną ze świadomością, że dążę do spełnienia moich marzeń.
Dziękuję również moim dzieciom, dwóm rozbrykanym chochlikom, którzy może i "kradną" mój czas, ale swoją obecnością nie pozwalają, bym odpuściła.

Na koniec specjalne podziękowania dla Agnieszki, która (choć pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy) pobudziła na nowo moją motywację do działania w chwili zmęczenia, stresu i załamki. Która kilkoma słowami, szczerym uśmiechem i docenieniem mojej osoby sprawiła, że zagościł uśmiech na mojej twarzy. Wróciła wiara i taka troszkę dumna moja strona, że przecież muszę dać radę heh. Dziękuję. Jesteś dla mnie wiarą, że jednak są ludzie bezinteresowni. Że są ludzie, którzy potrafią docenić, dodać otuchy w sposób szczery i nieudawany, którzy po prostu chcą wzbudzać uśmiech i szczęście. Których nie trzeba znać lata, nie trzeba się przyjaźnić. Jesteś osobą, która (chyba w sposób nieświadomy) daje światło innym... I dziękuję, że dostrzegasz we mnie to, czego czasem sama nie widzę...

Marzenia się nie spełniają... Marzenia się spełnia... dzięki ludziom, którzy są u Twojego boku...
Dziękuję Wam. Również tym, których nie wymieniłam. Doceniam każdy gest, każde słowo... Już umiem...

A do Was moi drodzy czytelnicy mam kilka słów. Nie bójcie się walczyć o swoje marzenia. Nie bójcie się przekraczać kolejnych barier. Bo nikt nie przeżyje za Was życia. I nikt nie będzie za Was cierpiał z powodu niespełnionych pragnień. Stawiajcie sobie cele i dążcie do nich. Bo to właśnie z nich składa się szczęście...
A ludzi, którzy Was wspierają i oferują pomoc, doceniajcie. Jest ich więcej niż Wam się wydaje...

"To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące."
Paulo Coelho "Alchemik"


Pozdrawiam
PannaEm