Dzisiejszy wpis postanowiłam zaakcentować innym kolorem czcionki. Kto wie, może przy nim zostanę heh. To już trzeci kolor odkąd prowadzę bloga i z każdym z nich wiąże się pewien rozpoczęty etap.
Oczywiście mogę jak poprzednio napisać, że dłuższą chwilę mnie tutaj nie było. Że ciężko było ogarnąć myśli i sklecić z nich coś sensownego. A może po prostu, jak napisałam wyżej, zaczął się jakiś kolejny etap w moim życiu. Etap wdrażania w końcu zmian w życie, a nie tylko mówienia o nich, myślenia czy prób. Może zaczął się etap porzucenia emocjonalnych rozkminek i najzwyklejszego działania heh.
Nie wiem czy dzisiejszy wpis będzie pozytywny czy zbytnio pocukrowany, a może pełen nadziei? Nie wiem, na pewno jakaś odmienność w ostatnim czasie heh. Choć, jak zawsze, wątpliwości i strachu aż nadto. Jest jednak spora różnica. Z czasem jednak człowiek uczy się jak radzić sobie ze stresem, hamulcami czy barierami.
Mowa tu oczywiście o samozaparciu, a nie o założeniu rąk i czekaniu na mannę z nieba. Mowa tu o przetrwaniu trudnych okresów, brania z nich lekcji i mimo wszystko nie zatrzymywaniu się. No może czasem na chwilkę, jak to w którymś ze wpisów... jak na rowerze, dla złapania równowagi ;)
Tak więc skąd dzisiejszy post i taki temat? Bo tak właśnie jest. Bo do tej pory nie byłam jeszcze tak blisko celu. Bo jak dotąd nie byłam tak blisko realizacji jednego ze swoich marzeń...
Przez 3 ostatnie lata wahałam się. Planowałam owszem, ale wszystko pozostawało w tej sferze, sferze planów i zamierzeń. Gdy przychodziło przekroczyć pewien próg, wycofywałam się karmiąc masą wątpliwości. Żyłam nadzieją, że kiedyś uda mi się przekroczyć ten próg i wyzbyć strachu. Żyłam nadzieją, że jakoś wszystko magicznie się ułoży i mi to ułatwi...
I w sumie, poniekąd to się sprawdziło. Poniekąd udało mi się tego doczekać, ponieważ chyba los tak chciał, bym spotkała ludzi, którzy "przytrzymają mnie" w momencie, gdy będę chciała znów wykonać krok do tyłu. To oni nie pozwolili mi zrezygnować, wrócić do swojego bezpiecznego choć pustego azylu. Azylu pełnego jedynie niespełnionych marzeń i nadziei. I jeden z progów (chyba najtrudniejszych) został przeze mnie przekroczony. Tak to chyba już jest, że jeśli uda się człowiekowi przejść jedną swoją wewnętrzną granicę, kolejne już łatwiej przekroczyć.
I tak stoję w punkcie, w którym pozostał mi do przekroczenia ten ostateczny próg. Próg dzielący mnie od jednego z ważniejszych dla mnie marzeń i celów. Próg, który muszę już sama przekroczyć. I mimo wielu wątpliwości, wielkiego strachu wiem, że muszę to zrobić. Bo nikt nie zawalczy o moje marzenia, tak jak ich nie spełni. Nikt nie wyciągnie za mnie ręki, nikt nie rozwieje wahań w 100%-tach.
Do tej pory, jak ta Zosia Samosia, unosząc się dumą uważałam, że nie potrzebuję niczyjej pomocy, że sama świetnie dam sobie radę. Zmarnowałam na takie myślenie dobrych kilka lat. Zaczynając coś i nie kończąc, chowając głowę w piasek. Odrzucając pomocną dłoń, wsparcie, budujące słowa. Nie wierząc do końca w siebie... i chyba czekając na cud :P
A tak naprawdę wystarczyło zauważyć i docenić. Tak naprawdę wystarczyło złapać czyjąś dłoń przy tym łapaniu równowagi. Wystarczyło otworzyć się na ludzką pomoc.
Tak więc z tego miejsca, dziś, postanowiłam podziękować wszystkim osobom, dzięki którym jestem teraz w miejscu, w którym jestem. W miejscu, które w końcu daje mi nadzieję na lepsze jutro, na wiarę w ludzi i pokazuje, że nie jestem sama.
Dziękuję Grzesiowi i Wojtkowi za wsparcie, czasem opierdziel i za to, że nie pozwalają mi na krok w tył używając w tym wszelakich sposobów :P
Dziękuję Marcie za długoletnią przyjaźń, szczere słowa i ramię do wypłakania. Jak i za to, że pomimo wszystkiego w każdej sytuacji mogę na nią liczyć.
Dziękuję pani Natalii i pani Ani za wiarę w mój potencjał, budowę mojej motywacji, pewności siebie i wiarę, że jestem w stanie coś osiągnąć.
Dziękuję Damianowi, Oli i Krzysztofowi za rozmowy, wiarę we mnie, cierpliwość połączoną ze świadomością, że dążę do spełnienia moich marzeń.
Dziękuję również moim dzieciom, dwóm rozbrykanym chochlikom, którzy może i "kradną" mój czas, ale swoją obecnością nie pozwalają, bym odpuściła.
Na koniec specjalne podziękowania dla Agnieszki, która (choć pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy) pobudziła na nowo moją motywację do działania w chwili zmęczenia, stresu i załamki. Która kilkoma słowami, szczerym uśmiechem i docenieniem mojej osoby sprawiła, że zagościł uśmiech na mojej twarzy. Wróciła wiara i taka troszkę dumna moja strona, że przecież muszę dać radę heh. Dziękuję. Jesteś dla mnie wiarą, że jednak są ludzie bezinteresowni. Że są ludzie, którzy potrafią docenić, dodać otuchy w sposób szczery i nieudawany, którzy po prostu chcą wzbudzać uśmiech i szczęście. Których nie trzeba znać lata, nie trzeba się przyjaźnić. Jesteś osobą, która (chyba w sposób nieświadomy) daje światło innym... I dziękuję, że dostrzegasz we mnie to, czego czasem sama nie widzę...
Marzenia się nie spełniają... Marzenia się spełnia... dzięki ludziom, którzy są u Twojego boku...
Dziękuję Wam. Również tym, których nie wymieniłam. Doceniam każdy gest, każde słowo... Już umiem...
A do Was moi drodzy czytelnicy mam kilka słów. Nie bójcie się walczyć o swoje marzenia. Nie bójcie się przekraczać kolejnych barier. Bo nikt nie przeżyje za Was życia. I nikt nie będzie za Was cierpiał z powodu niespełnionych pragnień. Stawiajcie sobie cele i dążcie do nich. Bo to właśnie z nich składa się szczęście...
A ludzi, którzy Was wspierają i oferują pomoc, doceniajcie. Jest ich więcej niż Wam się wydaje...
"To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące."
Paulo Coelho "Alchemik"
Pozdrawiam
PannaEm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz