Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Z serii "Rozmowy z Nią" cz.4

Nie będę już nawet zaczynać "Po dłuższej przerwie bla bla bla...". Zaczyna mnie to irytować, że nie udaje mi się ogarniać czasu tak jakbym tego chciała. Ale bez zbędnych wstępów post nasunął się sam, a raczej pewna osoba mi go podsunęła...

"Tym razem, gdy stanęła w drzwiach, przeraziłam się. Nigdy jeszcze nie widziałam jej w takim stanie. Nie raz przychodziła zasmucona czy zmartwiona, ale dziś była jakaś inna. Ciężko mi nawet ubrać w słowa, by to określić. Stała przede mną przez chwilę, ze spuszczonym wzrokiem, a gdy podniosła go na mnie ujrzałam w jej oczach chyba wszystkie możliwe rodzaje smutku.

- Pomóż mi, bo oszaleję - powiedziała.

Nie pytając o nic otworzyłam szerzej drzwi, dając jej przyzwolenie, by weszła. Stanęła w rogu pokoju wahając się czy usiąść. Tak jakby chciała się wycofać, zostawić sobie otwartą drogę ucieczki. Po chwili usiadła. Patrzyłam na nią uważnie, nie pytałam o nic. Obawiałam się, że każde moje pytanie może być nie na miejscu, może ją w każdej chwili spłoszyć. Stała tak bez ruchu dłuższą chwilę, po czym usiadła i zaczęła mówić.

- Dziękuję, że o nic nie pytasz. Sama nie wiem czy chciałabym odpowiedzieć na Twoje pytania. Chyba po prostu muszę dziś porozmawiać sama ze sobą. A Ty? Ty bądź dziś powietrzem, ciszą, która mnie wysłucha...

Skinęłam głową, dając do zrozumienia, że może na mnie liczyć.

- Ciężko mi dziś, wiesz? Bardzo ciężko. Sama nie wiem od czego zacząć. Sama nie wiem gdzie jest początek tego wszystkiego. Sama nie wiem już co istotne, a co nie. Gdzie leży wina, przyczyna, czemu to wszystko tak się dzieje. Nie rozumiem już nic z tego. Gdzie popełniłam błąd, w którym momencie pozwoliłam mojemu życiu wymknąć się spod kontroli i dałam mu przyzwolenie na to, by toczyło się własnym biegiem. W której chwili przestałam żyć tak naprawdę, a zaczęłam niszczyć siebie? Nie wiem. 
To boli, bardzo boli, wiesz? Boli poczucie winy, wyrzuty sumienia, bolą moje błędne decyzje i to co wywołały, boli wzrok zawiedzionych osób, które kocham. 
Nie wiem czy potrafię jeszcze to wszystko poskładać, posklejać w jedną spójną całość. Nie wiem czy potrafię odbudować utracone zaufanie. Nie wiem czy mam siłę wziąć odpowiedzialność za własne czyny, mimo, że do tej pory wydawało mi się, że biorę. 
Nie myśl sobie, że w tym momencie użalam się nad sobą. Ja po prostu cierpię. TAK! W końcu mówię to otwarcie. Koniec z pieprzeniem jaka to jestem silna i daję radę. Wcale nie daję rady, rozumiesz? Nie potrafię już grać, uśmiechać się przez łzy, robić dobrej miny do złej gry. Nie chcę już. Nie chcę już słyszeć "przykro mi", "nie powinnaś czuć się winna", "jesteś silna". Nie chcę tego. Właśnie jestem winna. Winna wszystkiemu co do tej pory się wydarzyło. Winna temu, że jestem w tym momencie życia, winna zapłakanych oczu moich dzieci. Tak, to moja wina. Moje decyzje, moje błędy, moje wybory co do ludzi, których wpuściłam do swojego życia i którzy mnie zawiedli. Pozwoliłam na to. I to w tym wszystkim jest najtrudniejsze do zniesienia. Nie ma na kogo zrzucić winy. Jestem tu i teraz, twarzą w twarz z samą sobą i nie podoba mi się to co widzę. Ubolewam nad krzywdą najbliższych mi osób, oskarżam, złoszczę się, obwiniam innych, tylko dlatego, bo nie wiem czy jestem w stanie wybaczyć sobie. Nie wiem czy mam na tyle siły, by przyjąć do wiadomości, że w tym wszystkim to ja jestem kluczowym elementem, który niszczy, rani. 
Miotam się, wciąż uciekam przed sobą, przed swoimi wyrzutami sumienia. Ponoszę konsekwencje własnych czynów, owszem, ale boję się wziąć całkowicie na barki swoją winę. Boję się, że jej nie udźwignę. 
Zamieniam miłość w nienawiść, smutek w sztuczny uśmiech, strach w udawaną przed światem odwagę. Stwarzam pozory szczerej i otwartej. Przecież tyle rozmawiam z ludźmi, daję jakieś wyimaginowane rady, jakbym znała się na życiu. Ale jak mogę być szczera wobec innych, jeśli nie potrafię być taka przed samą sobą? Czy to już samo w sobie nie jest kłamstwem, oszustwem? A skoro tak, jak mogę nazywać siebie chociażby przyjacielem, matką czy kimkolwiek kto egzystuje w społeczeństwie, trzymając się jakichkolwiek zasad?

Nie wytrzymałam i zapytałam: - Czy nie jesteś aż nadto surowa dla siebie?

To był błąd...

- Nie - odpowiedziała i wyszła."



Pozdrawiam
PannaEm

czwartek, 6 czerwca 2013

Miesiące, dni, godziny

Tadaaaam. I o to pojawiam się znów na blogu ;) 
Czy po to, by popisać o czymś konkretnym? Sama nie wiem. Na pewno planuję w głowie jeden spory post, zamykający całkowicie pewien rozdział życia, lecz na niego nadal jest za wcześnie. Muszę podjąć jeszcze parę kroków. Niezbyt miłych dla mnie, może dość odważnych, może takich, które z hukiem zniszczą już to wszystko co wiąże mnie z przeszłością. A gdy to już zrobię, dokładnie i skrupulatnie to opiszę. W sumie zbierając to wszystko w całość wyszłaby z tego całkiem niezła książka heh. Kto wie, może w końcu uda mi się ją napisać :)

Dlaczego dziś postanowiłam napisać. Dlaczego taki temat postu. Hmm, chwila zastanowienia, łyk kawy, papieros (cholera, jeszcze nie udało mi się rzucić :/ ).

W sumie to banalne. Kiedyś były to miesiące oczekiwań, walki, powoli zostają to już tylko dni i godziny. Wielkimi krokami zbliża się coś, co jest nieuniknione. Coś co sama zaczęłam swoimi decyzjami i krokami, lecz nie zmienia to faktu, że obawiam się jak to się rozwinie. Nie byłam i nie jestem w stanie przewidzieć wielu opcji, wielu kierunków jakimi może się to potoczyć i chyba dlatego takie to przerażające dla mnie. Lecz jak to zwykłam mówić: "Powiedziało się A, trzeba powiedzieć B". 

Jeszcze jak na złość sny robią mi psikusa i pełne są sytuacji, których również się obawiam. Moja głowa, moje myśli zdecydowanie robią już wysiadkę heh. Za dużo tego wszystkiego się dzieje. Ale cóż. Kroki, decyzje, a później upragniony spokój :)

Swoją drogą kiedyś pisałam o poszukiwaniu wewnętrznego spokoju. Stwierdzam, że chyba znalazłam na to sposób i chwilami udaje mi się to osiągnąć. Myślę, że z czasem, pracując nad tym, uda mi się w końcu to całkowicie :) Np. ostatnio, potrzebowałam ucieczki od problemów, takiego odcięcia się i zrobiłam coś bardzo szalonego. Coś, czego nie spodziewałam się po sobie. Dało mi to dużo spokoju, siły. Pokazało, że nie da się uciec od problemów, lecz można złapać do nich dystans, spory dystans, a to czasem potrzebne. Postawiło mnie to również oko w oko ze swoimi lękami, obawami i uczuciami, bym mogła zdać sobie sprawę z tego, czego tak naprawdę chcę, co czuję i co potrafię zrobić.

A teraz? Teraz odliczam godziny, dni i pewnie miesiące do momentu, gdy pewnego ranka obudzę się, wstanę, zrobię kawę, usiądę do komputera i napiszę post, który zacznie nowy etap mojego życia. Całkowicie nowy z zamkniętą przeszłością, którą potraktuję jak sen, jak coś co przeminęło i nigdy już nie wróci. Zacznę żyć :)
Dążę do tego i to osiągnę :)




Nowy sposób pisania, odstępy, przerywniki, są sugestią mojego znajomego, który stwierdził, że ciężko czyta się moje posty heh. Postanowiłam, by były one bardziej przejrzyste i zachęcające do czytania. Mam nadzieję, że udało mi się to :)

Pozdrawiam wszystkich czytelników.
PannaEm