Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

piątek, 20 maja 2016

Związki, wiązki, wiązadełka...

W ostatnim czasie moje "ogarnięcie myślowe" pozostawiało wiele do życzenia... Ostatni wpis ponad miesiąc temu. Na swoje usprawiedliwienie mam nawał pracy, obowiązków i dość spore zmiany w moim życiu. Chyba stąd kompletna nieumiejętność poskładania myśli w jakąś spójną całość. Dziś też może być z tym problem, ale postanowiłam spróbować i zrobić porządek z pewnymi myślami, wnioskami, spostrzeżeniami...

"Na tapetę" pary, które są ze sobą długo. Planują razem życie, mają wspólne plany. W mojej pracy często się spotykam z takimi osobami (w końcu pracuję w kwiaciarni i mam swój mały wkład w ten jeden ważny dzień dla nich :P). Są szczęśliwi...
Kolejni to ludzie, których drogi po pewnym czasie się rozchodzą. Czasem jest to kilka miesięcy, rok, parę lat. Mimo spędzonych razem chwil i wspólnych planów rozpada się to, co budowali. 
Są też Ci, którzy po raz kolejny próbują. Rozpoczynają na nowo swoją drogę w związku czy jakiejś relacji, której jeszcze związkiem nazwać nie można. Ale jednak próbują, z nadzieją...

Co różni te 3 sytuacje? Co różni te 3 typy osób. Tych szczęśliwych, tych mniej i tych, którzy swego szczęścia nadal szukają?
W sumie nie powinno nic. Każdy zasługuje na szczęście. Każdy zasługuje na to, by znaleźć tą swoją połówkę i móc dzielić z nią przeciwności losu. Każdy ma swoje wady i zalety. Każdy na swój sposób stara się i walczy o swoje własne szczęście.
Czemu zatem nie każdemu to się udaje?
Czemu tym pierwszym to wychodzi, tym drugim nie, a Ci trzeci nadal znajdują w sobie siłę, by próbować?



Właśnie tak... Tak czasem siadam i czekam... Bo coś mi w tym wszystkim nie pasuje. Mam wrażenie, że świat stanął na głowie. A może to ludzie go tak stawiają...
I tu chyba strzał w 10tkę!

I to nie świat się pomylił, jak to w piosence Patrycji Markowskiej. To my się mylimy co do ludzi. Mylimy się co do wyborów, co do oceny sytuacji, co do zamiarów innych... Dlaczego? Dlaczego coraz więcej rozstań, rozwodów, relacji, które kończą się praktycznie tak szybko jak się zaczęły? Z bardzo prostego powodu...

Z powodu braku pewnych rzeczy i zarazem przesytu innych. Z powodu braku podstaw, fundamentów, które burzy się zamiast budować i wzmacniać.
Kiedyś wkleiłam pewien obrazek w jednym z postów i pasuje tu również idealnie. Z tym, że dziś ma on 2 strony medalu...
"Spytano parę staruszków, jak wytrzymali ze sobą 50 lat. Oni odpowiedzieli: Żyliśmy w czasach, w których jak coś się popsuło, to się naprawiało, a nie wyrzucało do kosza".

I jest w tym bardzo dużo racji. Dziś, w tych czasach, gdy coś się psuje, bardzo mało jest chęci, by to naprawić. Kieruje nami zawiść. Pielęgnujemy w sobie złe emocje, zadry i żal. I "lepiej" jest odpuścić niż zawalczyć. W sumie, nie ten/ta, będzie inna/inny. To chyba zmora XXI wieku... Lecz... 
O ile kiedyś łatwiej wybaczało się pewne błędy, również i skrucha była inna. Chęci poprawy i starania były obustronne... A teraz?

Teraz często zapomina się, że powinna być zasada obu stronności. Często osoba, która zawini nijak ma się do swoich przewinień. Wymaga wybaczania, starań i walki, nie dając nic od siebie. Powołuje się na wyżej wspomniany cytat, twierdząc, że przecież należy się druga szansa i kolejna, kolejna... Powołuje się na to, że o związek przecież trzeba walczyć. Ale nic nie robi w tym kierunku... Nie, przepraszam. Są słowa: "przecież się staram"... Słowa, które nie mają pokrycia w czynach. Są rzucane w przestrzeń, raz za razem. Za każdym, z coraz mniejszą wartością... 
"Przecież Cię kocham"... No jak kurdę! Jak się kocha, to się nie rani. Jak kochasz, nie krzywdzisz. Proste jak budowa cepa. Jak się kocha, to się stara i nie powiela błędów. Jak się kocha, szuka się "złotego środka". 
Owszem i z drugiej strony, jak się kocha, można również przymykać oko na pewne niedociągnięcia, błędy, nie mówię, że nie. Akceptować drugą osobę, taką jaką jest. Ale bez przesady. Jednak czegoś się oczekuje... Oczekuje się poprawy. Oczekuje się zmian, na lepsze. Dla związku. Nie błędnego koła...

Dlatego uważam, że w takich sytuacjach nie ma prawa działać "zasada wybaczania". Na przykładzie "wybaczył/a 1 raz, 2, 3, 10, 20, wybaczy i tym razem". Nosz kur... Zapomina się też o jednej ważnej rzeczy... 
"Jak kocha to wybaczy"... Dobre stwierdzenie... Lecz pojawia się to: "jak kocha", a może "jeśli kocha"... Nawet największe uczucie mogą zgasić notoryczne kłamstwa, obietnice bez pokrycia i egoizm, który bagatelizuje drugą osobę. I czego wtedy wymagać? Walki? Starań? 
W momencie, kiedy zniszczy się wszystko co dobre swoimi non stop powielanymi błędami, oczekuje się walki o związek? No sorry, ale coś mi tu nie pasuje.
Związek nie jest instytucją charytatywną. Związek to praca obu stron nad wspólnym szczęściem. To popełnianie błędów, ale i ich poprawa. To branie pod uwagę drugiej osoby i chęć by była szczęśliwa. To szukanie kompromisu. Branie, ale i dawanie. Zawsze oba, nigdy jedno z nich. 
Jeśli wymaga się szczerości, zaufania, "gry fairplay", trzeba również to samo dać od siebie. To nie tylko zasady związku, ale i życia. Bo...




Dlatego może naiwnie, lecz zawsze...

"Szukam świata, w którym jedna jaskółka czyni wiosnę. Gdzie szewc chodzi w butach. Gdzie jak Cię widzą to Dzień dobry. Szukam świata, w którym człowiek człowiekowi człowiekiem"
- Jarosław Borsewicz

Rozpisałam się dziś, lecz mam jeszcze podsumowanie dzisiejszego postu. Do siebie, do Was, do wszystkich tych, którzy nie widzą problemu w sobie...

Każda sytuacja, decyzja i krok ma swoje konsekwencje. Każdy człowiek, którego spotykamy na swojej drodze zasługuje na to czego sami oczekujemy od innych. Szacunek, szczerość, zaufanie. 
Lecz jeśli chcesz kłamać, oszukiwać, zdradzać i być nie fair. Obiecywać i nie dotrzymywać słowa, nie szanować i być podłym egoistą, otocz się gronem osób, które postępują tak samo. Bierz konsekwencje za to, co dajesz, nie wymagaj czegoś innego. Choć w jednej rzeczy bądź fair... Bo jesteś człowiekiem... Byle jakim, ale jesteś... A może po prostu...

"Jeśli nie podoba Ci się to, co otrzymujesz - zmień to, co dajesz."
- Carlos Castaneda

To od Ciebie zależy, jaką drogę obierzesz...
Warto w końcu zrobić coś z tym światem...
Ja próbuję, raz za razem... Z różnym skutkiem, ale jednak...
Pozdrawiam.
PannaEM 

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz