Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

piątek, 9 maja 2014

Komplikacje, wariacje i frustracje

Postanowiłam nadrobić trochę blogowych zaległości. Tyle razy mówiłam sobie w duchu, że będę pisać regularnie. Może nie jakoś bardzo często, ale w miarę nie zaniedbywać pisania. I co? I uj bombki strzelił ;] Dlatego wykorzystuję czas, gdy jest, jak ja to mówię, "ujowo, ale stabilnie" i nadrabiam w postach heh. Znając życie i ten mój jakiś złośliwy los, niebawem pewnie znów odstawię bloga na dalszy plan, bo przyjdą kolejne stresy, obowiązki, itp., itd. Ale w ostatnim czasie zostało chyba połechtane troszkę moje ego :P jeśli chodzi o pisanie. Kilka słów uznania, pochwał i o, rosnę już w piórka hehe. I to właśnie daje mi motywację, by nadal to robić :) (pisać, nie rosnąć w piórka :P) Ale do rzeczy, moi drodzy.

Korci mnie, żeby poruszyć jeden, dość ważny temat, lecz w środku jest jeszcze na to jakaś blokada. Może kiedyś zbiorę się i o tym napiszę, gdy nerwy i frustracje opadną. I tak teraz, pewnie nie potrafiłabym sklecić tego jakoś spójnie, bo wciąż wywołuje to "wewnętrzną delirkę" :/ Tak więc odganiam niepotrzebne myśli i ...

Wybiorę temat, który dość często się pojawia. Dość często daje o sobie znać. I założę się, dam sobie rękę uciąć, że większość z Was ma podobnie jak ja. O czym mowa? O komplikacjach...

Ośmielę się zadać bezpośrednie pytanie do Was, moi drodzy czytelnicy, ilu z Was i jak często powtarza to błędne koło jakim jest wyjście na prostą, by po chwili znów kręcić się po bezdrożach? Ilu z Was po stresach, nerwach, komplikacjach życiowych, gdy wszystko w miarę się uspokaja, zaczyna powoli widzieć przed sobą jakąś nadzieję, że już będzie dobrze? I ilu z Was, nie czekając długo, znów się rozczarowuje kolejną lawiną nieprzyjemności? Dla ilu z Was ten czas spokoju pomiędzy coraz to nowymi problemami, jest jedynie chwilką na odstapnięcie (przy dobrych wiatrach dłuższą, przy gorszych nawet na to nie starcza czasu)? Dla ilu z Was życie toczy się od problemu do problemu i kolejnych zmagań z nimi? 
Czy tylko ja tak mam? Czy tylko ja mam tak, że gdy już widzę to światełko w tunelu, już jestem blisko i bach, znów się oddala, nie dając nawet możliwości napawania się nim? Ogrzania rąk, duszy i serca...

Myślę, że nie jestem w tym osamotniona. I zastanawia mnie skąd to się bierze... Hmmm. Chwila namysłu, papieros.

Chyba najlepiej wychodzi mi rzucanie pytajników w przestrzeń. Zadawanie ich głośno, świadomie lub pod wpływem impulsu pisania. Ale to nie ważne. Dużo pytań jest zaplanowanych, dużo wypływa podczas potoku myślowego. Palce czatalce same jakoś je układają, nazywają. Dlatego tak lubię pisać. Czasem sama siebie zaskakuję ilością i wartością tego jak te paluszki zgrabnie współpracują z moimi "szarymi komórkami" (przy okazji znalazłam ciekawy tekst o szarych komórkach, więc blogowanie również mnie uczy :P). Ale znów zbaczam z tematu...

Tak więc skąd biorą się kolejne problemy. Skąd bierze się jakaś taka dziwna pewność, że ten błogi spokój nie potrwa długo? Może z naszego podejścia? Może właśnie z tego, że wychodząc na prostą, przywołujemy kolejną lawinę problemów (przecież tyle razy ten schemat się powtórzył, czemu teraz miałoby być inaczej?). Ale czy naprawdę mamy aż taką siłę, by przyciągać do siebie następne i następne rozterki? Naprawdę mamy w sobie, gdzieś w środku taką moc? Może. Bo w sumie jak to inaczej wyjaśnić? Skoro czasem narzekamy na złośliwość losu, co jest w jakiś sposób wytłumaczeniem naszych porażek, de facto w to wierzymy, więc dlaczego nie można uwierzyć w siłę przyciągania problemów swoim nastawieniem? 
Aż na myśl przychodzi mi genialny film "The Secret", który oglądałam już jakiś czas temu. Moje dzisiejsze myśli i post idealnie się z nim komponują. Idąc za tą myślą wydaje się to takie proste. Zmień myślenie, problemy znikną. Kurdę banał, prawda? :P Kolejna rzecz, która idealnie do tego pasuje, to tekst znaleziony jakiś czas temu "życie odwzajemnia uśmiech uśmiechem, a kopniaka kopniakiem". I wydaje się to takie proste prawda? Wychodzić na prostą, cieszyć się tym i wgl jeden wielki zaciesz...

A może rzeczywiście coś w tym jest? Może rzeczywiście zamiast doszukiwać się kolejnych porażek, potknięć, "złośliwości losu", warto cieszyć się z tego co jest. Że wyszło się z obronną ręką, że pokonało się przeciwności losu i że może być już tylko lepiej. Może rzeczywiście warto budować to pozytywne nastawienie z każdym kolejnym krokiem zbliżającym nas do tego światełka w tunelu i wtedy uda nam się na dłużej zatrzymać je przy sobie? Może to właśnie odpowiedź na moje pytajniki? Może to nadzieja ma być wybawieniem z tej matni, a nie przygotowywanie się na kolejne starcie? Może zamiast przygotowywać się do kolejnego boju, kolejnych zmagań, powinniśmy bardziej napawać się tą spokojną drogą i nie baczyć na zjazdy, a rozdroża mijać z podniesioną głową i uśmiechem... Bo ...

"W życiu piękne są tylko chwile (...) dlatego czasem warto żyć"
Ryszard Riedel

Ale czy potrafię? Ostatnie pytanie w moim wpisie? Czy Twoje również?

Pozdrawiam
PannaEm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz