Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

wtorek, 13 maja 2014

Życie - zmartwień ciąg dalszy

No i proszę, tyle różnych przerw na blogu z powodu nawału spraw, obowiązków, stresów itp., a jednak jak się chce, można znaleźć czas, mimo wszystko, na naskrobanie kilku zdań. Kwestia samozaparcia? A może po prostu przesyt już myśli, frustracji i trzeba dla nich znaleźć ujście? Może.
Parę bliskich mi osób pewnie ma mi to trochę za złe. A może nie za złe. Nie wiem jak to ująć. Jest im przykro? Czują się zawiedzeni? Że nie zwracam się już tak jak kiedyś ze swoimi problemami, rozterkami, że nie szukam w nich wsparcia tak, jak robiłam to do pewnego momentu. A może szukam, lecz w inny sposób? 
No bo ileż można wałkować wciąż te same tematy. Ile można żalić się na to samo? Ile można ciągle i do upadłego wracać do tych samych problemów? 
Bo mam wrażenie, że problemy zataczają jakieś błędne koło. Owszem, wdzierają się gdzieś tam jakieś nowe, dodatkowe, ale "namieszają" i mijają. Główną rolę, niestety odgrywają wciąż te same. Jest ich garstka. Może 3-4, ale wracają z siłą tsunami. Odlatują na bezpieczną dla nas odległość i gdy już poczujemy się pewnie, odwrócimy, by ruszyć dalej, powracają zataczając koło i uderzając w nas na nowo. Jak bumerang, który wypuszczasz z rąk i nie jesteś przygotowany na jego powrót. A to przecież nie Australia, kangurów tutaj nie widzę, co najwyżej parę osłów czy baranów. Ale kangury? Więc może zamiast bumerangu przydałby się taki balonik jak w Akademii Pana Kleksa. Zapakować na niego wszystkie problemy i sru, puścić w niebo. Hmm, ciekawa myśl, ale jak to zrobić? :/

Niestety życie nie jest tak proste jak w książkach, bajkach czy filmach. Kieruje się własnymi prawami, przypisanymi każdemu z nas indywidualnie. Coś na zasadzie selekcji (?). "Ten już tyle przeszedł, wyszedł na prostą, jak dorzucę trochę problemów i tak da radę, nie może spocząć na laurach. Ten i tak ma wszystko gdzieś, więc na co mu problemy. A tamtemu rzucę tylko troszkę przecież w czepku urodzony" ;] No śmiejcie się z moich przykładów, śmiejcie gromkim śmiechem, ale inaczej nie potrafię tego ująć. Nic innego mi do głowy nie przychodzi. Chyba, że to przyciąganie problemów swoim nastawieniem, o czym pisałam ostatnio. Sama już nie wiem. Chwilami gubię się.
Zmagam się z własnymi problemami, na tym cholernym bumerangu (chyba im tam wygodnie ;]), patrzę na rozterki i kłody pod nogi bliskich mi osób, obserwuję i nadstawiam uszy na to co dzieje się dookoła, nawet u obcych ludzi. I otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. Jeszcze pasuje bym rozdziawiała usta w geście rozpaczy.

Choroby dziecka/dzieci, wciąż powracające. Brak pracy, bądź czasu, by tą pracę wykonywać. Co za tym idzie coraz większe trudności w zapewnieniu sobie i bliskim choćby podstawowych warunków na godne życie. Nieporozumienia z przyjaciółmi czy rodziną. Przeszłość, która uparcie daje o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Przykładów jest masa. To tylko czubek góry lodowej. I jedyne co teraz przychodzi mi na myśl to obrazek kątem oka zauważony i powracający w myślach...



No i gdzie mój sens? Do cholery jasnej, pytam się, kto mi zajumał mój sens?!...

Czy Wy też tak macie?

Pozdrawiam
PannaEm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz