Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozstanie

Czeka mnie napisanie czegoś bardzo ważnego. Czegoś, co chciałabym, by poniekąd trochę rozwiązało moje problemy. I szczerze mówiąc nie wiem jak się do tego zabrać. Dlatego postanowiłam "opróżnić" głowę z nadmiernych myśli kłębiących się. Może wtedy uda mi się ubrać odpowiednio w słowa to co planuję. 
Dzisiejszy temat może z jednej strony troszkę przedawniony, lecz z drugiej gdzieś tam wciąż plącze się w moim życiu. A raczej powiedziałabym, że konsekwencje pewnych błędów, decyzji, doświadczeń...


Wcześniej nie pisałam na ten temat w tym kontekście, ponieważ jakoś nie potrafiłam zrozumieć jak można zostawić drugą osobę dla jej "dobra". Owszem gdzieś tam kiedyś czyjeś takie doświadczenia "obiły mi się o uszy", ale jednak było to dla mnie odległe i niezrozumiałe. W tej chwili, może nie do końca przeżyłam to o czym piszę, lecz myślę, że jestem w stanie już to przyjąć do wiadomości. Nie mogę tak do końca napisać o zrozumieniu tego. Z jednej strony owszem, wiem, że jest coś takiego, że ludzie potrafią tak się zachować i rozumiem już dlaczego, lecz z drugiej nie jestem w stanie zaakceptować tego typu decyzji. 
Rozwinę trochę obie te strony. Tak więc dlaczego ktoś nas zostawia, myśląc, że dla naszego dobra? Często jest to spowodowane niezrozumieniem się dwojga ludzi. Dla jednej osoby jest to najlepsze wyjście, jest to coś, co pozwoli drugiej zrobić ten krok w przód. Nie zdaje sobie ona jednak sprawy z tego, że dla kochającej osoby nie jest to wcale "zbawienne" a wręcz przeciwnie, spycha nas w przepaść. Sprawia, że tracimy chęci, wiarę w życie, w sens czegokolwiek. Zamiast zacząć żyć, pogrążamy się jeszcze bardziej. Nie potrafimy się odnaleźć. Spadamy coraz niżej na dno ... A druga osoba? Czasem w porę zdaje sobie sprawę z popełnionego błędu i jest jeszcze szansa na naprawę. Lecz niestety jest i tak, że ludzie tak bardzo odsuwają się od siebie, w coraz większym niezrozumieniu i żalu, i nie ma już czego ratować, sklejać. A my? Pozostajemy w tej przepaści próbując znaleźć drogę wyjścia. Przykre jest to, gdy my próbujemy jakoś się po tym pozbierać, cierpimy, a tak naprawdę osoba, która naraziła nas na tego typu doświadczenie, okazuje się, że już dawno zaczęła na nowo żyć. Więc czy tak naprawdę takie jej zachowanie było szczerym postępowaniem? Kto tak naprawdę miał zyskać w tej całej sytuacji? Ajj ciężki temat. Ciężko pisać o czymś co się wie, rozumie, ale jednak się z tym nie zgadza. Bo niestety ja nie potrafię się z tym zgodzić. Jedyny plus tej całej sytuacji, to to, że jednak, gdy nie ma się wyjścia, mimo targających myśli sprzeciwiających, trzeba to zaakceptować. Najlepszym lekarstwem w tym wszystkim jest wtedy czas. Człowiek jest silniejszy niż mu się zdaje, potrafi przetrwać wiele nieprzyjemnych rozczarowań, po czasie je zaakceptować, by w końcu się podnieść i zrozumieć, że...



I na koniec przychodzi taka namiastka satysfakcji, poniekąd zadowolenia z siebie, że jest się zdolnym wbrew wszystkiemu do takiego gestu... A on pozwoli nam ruszyć znów na przód...
Dzisiejszy post może trochę nieskładny, to dlatego, że w ostatnim czasie zbyt dużo myśli na przeróżne tematy, zbyt dużo różnych nowych doświadczeń, z którymi musiałam sobie poradzić. Mam nadzieję, że kolejne będą lepsze heh

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz