Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

czwartek, 2 sierpnia 2012

Wygrana

Był post o dylemacie, decyzjach, czekaniu i cierpieniu. O wyborach i samotności. Czasem życie bądź los podejmuje decyzje za nas. Mimo, że sobie coś założymy, postanowimy, chcemy w czymś wytrwać dzieje się coś co to przekreśla, ukazuje brak sensu. Może po to, by otworzyć nam oczy. Pokazać nam co tak naprawdę się liczy, pokazać o co jednak możemy walczyć, a o co nie powinniśmy...



Niestety muszę zgodzić się z opisem na obrazku. Jest to żałosne, gdy poświęcamy się, czekamy na jakiś znak, gest, na jakąś zmianę, łudzimy się na coś, a okazuje się, że naprawdę nie było warto, że ktoś po prostu zakpił sobie z nas. Przytoczę też myśl z jednego z poprzednich postów, że czasem w głębi nas tkwi nadzieja na coś czego po prostu już nie ma. Coś czego chcielibyśmy, za czym tęskniliśmy, lecz niestety to już dawno minęło, odeszło, a może nigdy tego nie było. Jedynie wytwór naszej wyobraźni o czymś pięknym, wyjątkowym, ponadczasowym. 
Tak, bo co można zdziałać czekaniem i cierpieniem dla kogoś, kto ma to w dalekim poważaniu. Przykre. I to nie jest tak, że to my rezygnujemy, że nie kochaliśmy wystarczająco mocno, że nie potrafiliśmy zawalczyć czy wytrwać. Teraz wiem, że wytrwałam do końca, lecz niestety przyszedł moment, gdy dotarło do mnie, że walczyłam o coś niemożliwego, o coś co nie miało prawa się spełnić, nie mogło być happyendu. Bo nasze uczucia to nie wszystko, nie są wystarczające do pełnego szczęścia. Do tanga trzeba dwojga. Poniekąd jestem dumna z siebie. Nie zrezygnowałam, próbowałam, choć bywało ciężko. Ale potrafiłam swoją cierpliwością dojść do momentu, gdy cała nadzieja ze mnie opadła. I nie jest to złe. Doszłam do końca tej drogi, którą niecały rok temu rozpoczęłam. Przyniosła mi ona wiele radości jak i cierpienia, wiele uśmiechów jak i łez. Ale skończyła się. W sumie to już dawno, a ja nadal szłam po omacku z wiarą i nadzieją, lecz sama. Może za daleko zaszłam, może powinnam była zatrzymać się w pewnym momencie, a może musiałam tak daleko dojść, by jednak zrozumieć, ujrzeć koniec tej drogi i zobaczyć, zrozumieć, że pewne rzeczy się kończą i mogą pozostać jedynie miłymi wspomnieniami. Dziś to wszystko rozumiem i akceptuję, choć jeszcze tkwi we mnie żal, że jednak tak to się skończyło. Lecz wiem, że nie mogło inaczej. To co kochałam, od dłuższego czasu nie istniało już, było moje tylko przez krótki ułamek, dosłownie przez moment, a ja wciąż żyłam niespełnionymi marzeniami o tym, wyobrażając sobie, że jeszcze mogę to zatrzymać. Za późno. Może to przykre, że dane mi było poczuć coś tak głębokiego i zostało mi to odebrane. Czasami jestem z tego powodu zła, myślę, że nie chciałabym tego nigdy spotkać, poczuć, ale jednak to jest coś co zachowam w sercu. Nie osobę, a uczucie. Zachowam w pamięci to, że jestem skłonna kochać pomimo wszystko, że mam w sobie siłę walczyć do utraty tchu o to co kocham. Mimo, że nie otrzymałam tego, o co walczyłam, czuję się wygrana. Wygrana sama ze sobą, z przeciwnościami, które mogłam pokonać. Przegrałam jedynie z tym, czego nie byłam w stanie zmienić, a nie jest to dla mnie żadną porażką. Choć nadal jeszcze gdzieś tam w środku kuje, jeszcze gdzieś tam żal. I pewnie jeszcze nie raz zrobi się smutno, gdy będę patrzeć na tą małą buzię, która zrodziła się z tych wszystkich uczuć. Nieraz zaklnę pod nosem za "złośliwość" losu. Lecz ...


Bo są ludzie, którzy naprawdę są warci uśmiechu i nie powinniśmy zaprzątać sobie głowy ludźmi, którzy nie są warci nawet naszego przelotnego spojrzenia...

"Nigdy nie płacz, że coś minęło. Co odeszło - już nie wróci. Zawsze pamiętaj czego Cię to nauczyło."
Anonim 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz