Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

niedziela, 20 stycznia 2013

Wątpliwości

Tak, były postanowienia noworoczne, chęć wcielenia ich w życie, sytuacje, które dzieją się bez mojego udziału, a doprowadzają do zmian... I szczerze mówiąc, trochę mnie to przerażać zaczyna... Mamy dopiero 19 styczeń, minęło niecałe 3 tygodnie od początku roku, a moje życie wywraca się do góry nogami. Chwilami stwierdzam, że tych zmian jest chyba zbyt dużo. I już nie czekam z niecierpliwością na następne, a raczej z obawą, co jeszcze się dla mnie szykuje. Jak dotąd wcieliłam w życie jedno postanowienie, no może dwa czy trzy, ale dotyczące jednej sytuacji. I fakt, dziś piszę dlatego, bo obawiam się, co przyniesie czas, co przyniosą te kroki, które postawiłam. Po pierwsze czekam na pewną wiadomość, ważną wiadomość, która pokaże mi, jak potoczy się moje życie przez najbliższe kilka miesięcy. Czy będzie ono spokojne z dążeniem do załatwienia pewnych spraw ugodowo, czy czeka mnie walka, darcie kotów i "agresywne" dążenie do zamknięcia pewnego etapu życia. Zobaczymy. A po drugie (nie chcę tu pisać szczegółowo, bo to zbyt osobista i delikatna sprawa) czekam też co przyniesie jutrzejszy dzień. Ma dojść do czegoś, co pokaże mi jak potoczą się losy (już nie tylko moje), jak będzie wyglądać życie moje i moich synów, kto tak naprawdę będzie brał w nim udział. Obawiam się. Obawiam się, że po raz kolejny będę musiała wziąć na barki własne błędy, "świecić" za nie oczami i robić dobrą minę do złej gry. Obawiam się oceniania, krytyki. Może i z czasem powinnam się do tego przyzwyczaić, przestać brać to tak do siebie, ale niestety. Nie ten typ. Pewnych spraw nie umiem olać, pewnych emocji nie potrafię nie odczuwać. Bolą za każdym razem, tak samo mocno jak na początku, tak samo mocno teraz. Ale kolejne postanowienie wcielam w życie, konsekwencja i stanowczość, powiedziałam "A", trzeba powiedzieć "B". Nie mogę się wycofać, nie mogę zrezygnować. Skoro zaczęłam, muszę tą sprawę doprowadzić do końca, mimo, że może przynieść wiele złego. Wiele negatywnych emocji, frustracji. Ale w tym momencie nie walczę już tylko dla siebie... I właśnie to mnie motywuje, bo chyba, gdybym robiła to tylko i wyłącznie dla siebie, już bym zrezygnowała. Moją motywacją największą jednak są dzieci. To dla nich większość moich decyzji, to dla nich mimo obaw i strachu, wciąż uparte dążenie do celu, na przód. Ale jest właśnie temat postu. Wątpliwości. Co tak naprawdę jest słuszne, co jest dobre dla nich. Co przyniesie korzyści, co w przyszłości okaże się dla nich pozytywne. I tu jest cały problem. Niestety nie zawsze wiem. Ciężko mi dla siebie wybrać to co najlepsze, a co dopiero dla nich, dla moich dzieci, które są całym moim światem, a ich szczęście jest dla mnie najważniejsze. Jak podjąć decyzje za nich, teraz, jak "wyczuć" co z czasem będzie dla nich dobre. Kieruje się intuicją, własnymi zasadami i przekonaniami, które chcę im wpoić. Mam nadzieję, że wybieram dobrze i okaże się to słuszne, mimo wielu nieprzyjemnych sytuacji dla mnie teraz. Mimo tego, że się waham, boję, mam wątpliwości, chcę postępować słusznie dla nich. Dla nich jestem w stanie pójść na noże, schować dumę do kieszeni, pokajać się. Wszystko. Tylko po to, by kiedyś, w przyszłości nie zarzucać sobie, że odpuściłam, nie mieć wyrzutów sumienia, że nie zrobiłam czegoś co mogło przynieść im szczęście. Dla nich będę walczyć do końca. Niestety nie ochronię ich od wszystkiego złego, co potrafi nieść życie. Moje decyzje, postępowanie, swoją drogą, a innych swoją. Nie zmienię wszystkiego, ludzi, sytuacji, mogę jedynie próbować złagodzić. Boli mnie to, że nie umiem rozłożyć takiego parasola ochronnego nad nimi i wykluczyć wszystko co złe, nieodpowiednie i niosące ból. Ale staram się, z całych sił. Staram się, by mieli lepsze życie niż ja, choć niestety start "zafundowałam" im nieciekawy. Mam jedynie nadzieję, że potrafię poniekąd naprawić pewne błędy, konsekwencje niektórych zniwelować, a pewnych już nie popełniać, a tym samym, nauczyć tego moich chłopaków. Tak więc pomimo tych wielkich wątpliwości, które mam, pomimo strachu,  w głębi serca uważam, że postępuję słusznie. Że to co robię jest jednak odpowiednie, zgodnie z moim sumieniem. Oby był to dobry wybór ...

"Jako rodzice zawsze musimy mieć skrzydła wystarczająco duże, aby otoczyć nimi dzieci i osłonić je przed krzywdą czy bólem. To figuruje w naszym kontrakcie z Bogiem, kiedy bierzemy na siebie odpowiedzialność za ich życie"
Jonathan Carroll

Szkoda tylko, że nie każdy to potrafi i nie poczuwa się do tej odpowiedzialności, zrzucając cały swój obowiązek na drugą osobę...
Jak znajdę odpowiedni obrazek do tego postu, wkleję go ;)
Przypadkiem trafiłam na demot, który pasuje do tego postu.




Pozdrawiam.
PannaEm

2 komentarze:

  1. Które Aniu? W dzisiejszym poście słowa same płynęły, jakby one miały mnie przekonać do słuszności tego co robię ...

    OdpowiedzUsuń