Łączna liczba wyświetleń

O blogu

Witam Cię. Weź filiżankę kawy, kubek herbaty i usiądź wygodnie. Pozdrawiam. Panna Em

czwartek, 21 czerwca 2012

Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. (26.09.2011)

"Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją teraźniejszość jak i przyszłość."
Jonathan Carroll

lecz...

"Opłakiwać przeszłość to zaniedbywać teraźniejszość."

Tak, kolejny temat z serii "Przemyślenia Mruvki" heh ;P I kolejny z własnego doświadczenia...
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak przeszłość może głęboko wpływać na to co robimy, na decyzje, które podejmujemy, na nasze zachowania... nawet, jeśli my tego nie widzimy. Już nie mówię o zdobytych doświadczeniach, o tym, że staramy się uczyć na błędach i ich nie powielać, lecz o tym, iż wydaje nam się, że to co było, minęło, że idziemy do przodu, a tak naprawdę nadal się cofamy... Wczoraj ktoś mi to tak ładnie napisał, że uchylamy lekko drzwi do naszego wnętrza, po czym one znów się zamykają. Teraz pytanie czy bezwiednie czy świadomie? Czy wracamy myślami do przeszłości i spraw z nią związanych dlatego, bo boimy się przyszłości czy po prostu "nawyk" użalania się nad sobą mamy już tak wpojony przez siebie, że nie potrafimy już inaczej... Szczerze mówiąc to trochę dziwne, coś jak masochizm. Wiemy, że czeka nas szczęście, że mamy je wreszcie w zasięgu ręki, a jednak nadal powracamy do tych złych doświadczeń, pozwalamy, by kładły cień na naszą teraźniejszość i przyszłość... Więc dlaczego? Pytam, dlaczego nie potrafimy cieszyć się tak do końca z tej szansy na lepsze życie, którą dał nam los? Dlaczego do cholery nadal tkwimy w tej bańce złych emocji, odczuć i sytuacji, które kiedyś nas spotkały? Dlaczego nasze zachowania, które nam przeszkadzały, których teraz się wstydzimy, wciąż powracają? Czy człowiek w pewnym momencie nie może już zmienić pewnych swoich złych nawyków? Czy już zawsze tak będzie? Ale przecież, gdy pozwolimy na to, przeszłość zawsze będzie do nas powracać, jak bumerang, i nigdy nie ruszymy tak naprawdę do przodu, nie osiągniemy szczęścia, nie spełnimy marzeń... Będziemy raz za razem niszczyć to, co uda nam się zbudować, marnować kolejne szanse... na szczęście.
Pierwsza część mojego postu, dość ogólnikowa, zakończona. Pora na drugą ;) Chwila zadumy, pozbierania myśli, łyk kawy, papieros...
W drugiej części chcę powrócić do poprzednich moich postów, w których pisałam o zewnętrznej sile i wewnętrznej wrażliwości, o tym, że często pod maską zaradności, czasem nawet złośliwości czy agresji, chowamy swoją prawdziwą osobę, przepełnioną strachem i obawami, wrażliwą i słabą. Ta maska to taka nasza tarcza obronna przed zranieniem, pomaga nam ona po części znieść wszystkie porażki. Takie robienie dobrej miny do złej gry... Ale teraz pytanie. Jeśli spotkało nas już to prawdziwe szczęście, czy potrzebna nam ta obrona? Gdy mamy już kogoś kogo pokochaliśmy, zaufaliśmy i kto może nam dać szczęście, po co ukrywać swoje prawdziwe wnętrze? Dlaczego nadal tak trudno przychodzi nam otworzenie się, przyznanie się do tego, że nie jesteśmy tak samodzielni, jak nam się wydaje, że jednak potrzebujemy pomocy. Dlaczego tak po prostu nie potrafimy jej przyjąć od ludzi, którzy chcą dla nas jak najlepiej? Może dlatego, że jednak zawsze człowiek musiał liczyć sam na siebie, zawsze sam sobie jakoś radził, uważał za słabość przyjmowanie pomocy czy proszenie o nią. Ale czy tak rzeczywiście jest? Bliscy ludzie są przecież po to, by pomagać, wspierać, dodawać nam sił. Więc pozwólmy im na to, otwórzmy się, pokonajmy ten odruch obronny i dajmy sobie pomóc i sobą pokierować...
Dla Tomasza, by miał cierpliwość do mnie i dał mi czas, bym mogła się otworzyć :*

"Myślę, że na świecie jest wystarczająco dużo negatywnych spraw. Zagłębianie się w nie jest w tej chwili niepotrzebne. Ludzie potrzebują czegoś, w co mogą wierzyć. Światła, które rozjaśni ciemność. Nie chodzi o religię - chodzi o duchowość. O dotarcie do życiowej prawdy. O odnalezienie swojego wnętrza, pogodzenie się z nim. O uwierzenie, że można być kimś więcej, że można się zmienić. Wiarę w siebie, wiarę w przyszłość ludzkości. O wiarę w zjawiska nadprzyrodzone: Boga, Matkę Naturę czy cokolwiek, co stanowi dla kogoś punkt odniesienia. Wiarę, że jeśli wejdziesz do ciemnego pokoju, może coś tam na ciebie czekać."
David Draiman

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz